Jako konsument mamy prawo do oceniania produktów, w tym wypadku gier, które kupujemy bądź nie, mając realny wpływ na popularność i ich ewentualne kontynuacje oraz ich wygląd. Branża elektronicznej rozrywki, pośrednio poprzez odbiorcę – nas, ustala trendy dotyczące przyszłych gier biorąc pod uwagę przyjęcie (sprzedaż) ich poprzednich tytułów. Często zapominamy ze tworzenie gier to biznes jak każdy inny – nastawiony na zarabianie pieniędzy. Porównując do gastronomii – po co w knajpie szykować jakieś wyszukane dania skoro gawiedź i tak najczęściej kupuje gyros? A spragnieni kulinarnej uczty wybiorą się do porządnej restauracji. Pomijam kwestię ceny, wszystkie gry na current geny kosztują mniej więcej tyle samo. Więc w jakim celu developer będzie kombinował nad nowymi sposobami rozgrywki, nowymi patentami do przyszłego CoD’a skoro to co jest sprzedaje się, jak wszyscy wiemy, w ogromnych ilościach? Na forach gracze psioczą na CoD’a, dokładając mu łatki typu „Freeze Ops” z racji na lagi w trybie online, narzekają na króciusieńkiego singla, a i tak wyniki sprzedaży, to rzecz na którą wydawca najbardziej zwraca uwagę dając zielone światło będące sygnałem zapotrzebowania na sequel.
I pomimo, iż dostaliśmy kopię gry sprzed roku, to jednak lubimy to co znamy i nie musimy się przestawiać na nowy model gameplay’u wymagający od nas nowego podejścia. Bo co z tego, że nasz gyros jest może i trochę zimny no i mięsko nie za świeże, skoro smakuje tak samo, a tego właśnie oczekiwaliśmy. I będziemy gadać, że jest za mało warzyw, a i tak w drodze z baletów rzadko kiedy pójdziemy zjeść coś innego. Oczekujemy nowego, jednak z chęcią wchłaniamy odgrzewane kotlety nie dając developerowi innego wyboru niż uraczeniem nas w przyszłym roku tym samym mięsem pokrytym jednak w drodze wyjątku panierką nowych lokacji i broni.
Przesycenie rynku nastąpi wkrótce, będziemy zwracać kolejne gry z serii Call of Duty jeszcze przed ich spożyciem – tak jak to ciągle ma miejsce w przypadku kolejnych sequeli znanych gier. Można to zrozumieć brakiem nowych pomysłów na wysoko budżetowe blockbustery (po co ryzykować z nowym ip, skoro gra x wyrobiła już sobie markę i sequel na bank się sprzeda?), ale i tak powoli odchodzi to w cień ustępując miejsca nowemu trendowi w branży elektronicznej rozrywki – restartami znanych serii. Pierwsze z brzegu nadchodzące Tomb Raider i Mortal Kombat są idealnym przykładem, mówiąc jednak o bieżących tytułach, to idealnym przedstawicielem tej kategorii jest Need for Speed: Hot Pursuit (nagroda w kategorii zaskoczenie roku 2010), ale i Castlevania: Lords of Shadow odcina się od poprzednich części serii nie mając z nimi nic wspólnego poza tytułem i postacią głównego bohatera. W związku z tym można odnieść wrażenie, że jest to tytuł, który miał opierać się na znanej marce w celu wyciągnięcia pieniędzy od niezorientowanych nabywców. Nic bardziej mylnego. Klimat w grze wali po głowie od samego początku, bestiariusz wpisuje się w estetykę serii, długość gry również utrzymuje kroku bardziej staroszkolnym tytułom niż takiemu np. God of War (slasher na 25h? Bring it on!). Porównywać grę z panującym królem, którym oczywiście jest God of War III, należy. I to dlatego, żeby pokazać iż Castlevania posiada swój własny feeling i nie tylko może konkurować z przygodami Kratosa, ale i w niektórych przypadkach je przebija! Mówię między innymi o systemie combosów, pozwalającym na podejście indywidualnie do różnych typów przeciwnika, na używaniu na nich innych taktyk co ma niebagatelne znaczenie na poziomie trudności Paladin. Owszem, na poziomie Squire możemy bawić się tylko podstawowym typem combo, jednak jaki w tym sens? Sami, na własne życzenie, odbieramy sobie przyjemność z grania. I po co nam inny oręż, skoro sam jeden krzyż bojowy ma więcej zastosowań i dostępnych ciosów niż wszystkie bronie z GoWIII? Design leveli, wspomniana długość gry, sekcje platformowe czy zagadki osobiście stawiam wyżej niż analogiczne elementy z Boga Wojny...
Podział na sekcje poszczególnych chapterów gry sprawdza się w grze wyśmienicie – mamy pewność, że w każdym „fragmencie” znajdziemy nie spotkaną wcześniej w grze akcję – czy to potyczkę z bossem, czy zagadkę, czy masę efektownego siekania wrogów. Dostęp do każdej z nich zabiera raptem parę sekund (mamy dostęp z menu start w trakcie gry) i trwają one nie rzadko paręnaście minut, dlatego ponownie nie mogę zgodzić się z autorami pewnych periodyków (których nazw tu nie wymieniamy, bo jeszcze ktoś wpadnie na to, że chodzi o PSX Extreme i recenzję Majka), jakoby byłby to chybiony pomysł.
Pomimo wykorzystania w grze elementów QTE, zapoczątkowanych w wymienianym niejednokrotnie GoWie i rozwiniętych w Shadow of the Colossus, wpisują się one idealnie w stylistykę gry nie będąc jedynie „fajnym pomysłem”, który koniecznie w new-age’owym tytule trzeba wykorzystać.
Najważniejsze jednak jest to, że gra posiada swój unikalny charakter, ze świetną narracją i wątkiem fabularnym nakreślonym przez speców z Kojima Productions.
Wszystkim developerom przymierzającym się do odpalenia swoich serii na nowo, życzę jakości nowego NfS’a i Castlevanii. Na razie małymi kroczkami, nieśmiale, ale nadchodzi nowe. Może w końcu jako społeczeństwo graczy dorastamy żądając nowego podejścia do tak lubianych przez nas serii? Może to w końcu my – świadomie wybierając gry w jakie gramy - zostaniemy trendsetterami świata elektronicznej rozrywki, w przeciwieństwie do developerów karmiących nas tym samym gyrosem podanym dla niepoznaki na złotym talerzu. Przykład NfS’a i Castlevanii pokazuje, że to co znamy i lubimy można podać w niespotykany do tej pory świeży, efektowny sposób okraszony szacunkiem dla stałego klienta.
Autor: JaMaJ
Duzo ludzi daje sie nabrac na tani marketing i w tym jest problem i na tym jada wydawcy ale tez nie mozna powiedziec ze COD jest zla gra, bo jest srednia ale przy hypie i marketingu to wystarcza
OdpowiedzUsuńTakie gry, które trwają krótko,a po przejściu nie ma nic do roboty kupuje jak cena spadnie na poziom 90pln. Szkoda, że poziom Paladyn w Castlevanii różni się tylko obrażeniami zadawanymi przez przeciwników, biorąc pod uwagę, że mamy zdolności z poprzedniego przejścia to nie czułem różnicy między Knight, a Paladyn (grałem za pierwszym razem na Knight jak co).
OdpowiedzUsuńNo zgadza się - tymbardziej, że mamy wypasione zdolności, przy których bossów niszczymy jedną kombinacją. Ale mimo wszystko Castlevania to jedno z piękniejszych zaskoczeń minionego roku. W marcu DLC!
OdpowiedzUsuńja nie lubie jak gry trwają po 4-5 godzin i mam nadzieje że więcej gier takich już nie ujrzymy bo zlewam na nich ciepłym moczem :D proponuje też zmiane w waszym serwisie aby jakiś nowy temat można było przeczytać dopiero jak sie go otworzy bo tak to wszystko na raz jest i odechciewa sie czytać :/
OdpowiedzUsuń