PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: PUBLICYSTYKA: Piraci już grają...

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

poniedziałek, 14 lutego 2011

PUBLICYSTYKA: Piraci już grają...

Kiedy Killzone 3 i Crysis 2 wesoło hasaja sobie w sieci i to jeszcze przed ich oficjalną premierą pojawia się cokolwiek oczywiste pytanie - czy nie lepiej samemu piracić? Ma się grę wcześniej, za darmo, do tego nie trzeba płyty, by ją odpalić, no i (w przypadku wersji na PC) nie trzeba tępo wklepywać numeru seryjnego. Ba, nie ma też ograniczenia w liczbie instalacji - dla przypomnienia, w przypadku Crysisa Warhead liczba ta była ograniczona do imponujących pięciu. Tak jest, tylko 5x można było zainstalować sobie tę grę. Mi samemu ostatnio gul skoczył, kiedy to chciałem odpalić sobie Warheada na nowym kompie, a numer seryjny gdzieś mi w moim zakurzonym i zabałaganionym universum wcięło. Skończyło się na tym, że musiałem specjalnym programem owego seriala wygrzebać z rejestru systemu starego PeCeta, podczas gdy pirat, po prostu by sobie grę odpalił, zarzucił cracka i tyle.


Przypomina mi to trochę inną historię, a konkretnie filmy na płytach DVD, bądź Blu-ray. Weźmy sobie taką oto sytuacyjną scenkę - nie wiem jak Wy, ale ja lubię sobie wpierdzielać coś do filmu i pompować moją oponkę na brzuchu rozwalony bezwstydnie przed telewizorem, z nogami na taborecie. Śmigamy więc sobie do wyszukanej knajpy z żółtym "M" po kalorycznego, ale zajebiście smacznego i zapychającego nasz żołądek Big Maca, wracamy, wkładamy płytę z filmem do czytnika, wciskamy "Play" i zaczynamy szamać. Ale nie do filmu, gdzie tam! Najpierw sobie przez 3 minuty poczytamy ostrzeżenia we wszelkich językach świata, że filmu nie wolno nam kopiować, bo to nieuczciwe i nogi z dupy nam powyrywają. Potem leci genialny filmik z którego dowiadujemy się, że ściąganie filmów z sieci, to kradzież. Noż co za głupi debil, bo jak inaczej to nazwać, wpadł na pomysł, by umieszczać na oryginalnej płycie takie badziewie? Dlaczego nie mogę wpierdzielić Big Maca rozkoszując się oglądaniem mojego ulubionego, LEGALNIE zakupionego filmu, tylko muszą tracić 5 minut swojego życia na oglądanie śmieci (za każdym razem, gdy podklepię płytę do czytnika!), które mają mi uzmysłowić, że mogę być potencjalnym złodziejem?



Szczerze? Po takich wstępach, to naprawdę ma się ochotę ściągnąć film z sieci. W końcu piracąc nie musimy oglądać tych bzdur. Wciskasz to przysłowiowe "Play" i oglądasz film. Pierwsze co robią grupy pirackie, to wywalanie wszelkich ostrzeżeń - dostajemy samą treść. Wierzcie mi, jestem przeciwnikiem piractwa i ściągania gier, czy filmów z sieci, ale jako uczciwy obywatel nie chcę być traktowany jak kretyn. Dlaczego to ci legalni mają rzucane kłody pod nogi i mają się gorzej od złodzieja, pytam? Czy wklepanie numeru seryjnego, to faktycznie zabezpieczenie przed piractwem? Czy głupie kampanie anty-pirackie w postaci tanich i beznadziejnych reklamówek umieszczanych przed filmem na DVD, których nawet nie da się przewinąć, zlikwidują piractwo i kogokolwiek powstrzymają przed skopiowaniem zawartości płyty? Hello!

Problemem nie jest więc nawet samo piractwo, tylko to, że ludzi traktuje się jak idiotów. Abstrahując od tego, że masa koncernów działa na zasadzie kartelu i robi nas wszystkich w konia - weźmy tutaj chociażby branżę muzyczną, gdzie płyta CD kosztuje prawie 60 PLN, podczas gdy kasety (droższe w produkcji) kosztowały 3x mniej - to przecież wcale wiele nie potrzeba, aby zachęcić ludzi do kupowania oryginałów. Daleko szukać nie trzeba, weźmy na tapetę chociażby naszego rodzimego Wiedźmina, którego wersja kolekcjonerska kosztowała poniżej stówki. Teraz będzie podobnie - wypasiona wersja kolekcjonerska Wiedźmina 2, z popiersiem Geralta, artbookiem, ścieżką dźwiękową i innymi rupieciami będzie śmigać za około 200 PLN. The Settlers 7 w wersji kolekcjonerskiej, z figurką osadnika, muzą z gry i plakatem znajdziemy w sieci "nie dla idiotów" za 99 złociszy. Da się?


No właśnie. Da. Ale trzeba chcieć. Trzeba tylko konsumentów traktować poważnie. Trudno się np. spodziewać, że ktoś wybecaluje 2 stówki na konsolową grę, która pęka w 5 godzin. Jasne, nikt nie zmusza do grania, zawsze można powiedzieć "nie stać Cię, to nie kupuj", ale chyba nie o to chodzi. Piractwo było i będzie i tego się nie przeskoczy, ale można ludzi zachęcać do legalności. Prawo, zakazy, ostrzeżenia, to wszystko nic nie da. Najlepszym przykładem pozostaje wspomniany Wiedźmin - w Polsce w przeciągu zaledwie 8 tygodni od premiery gra sprzedała się w nakładzie 90.000 sztuk. Jakie są ostateczne liczby można tylko domniemywać, bo po drodze pojawiła się edycja rozszerzona, którą nota bene poprzedni nabywcy gry mogli possać za darmo z sieci. Gdzieś wyczytałem, że nad Wisłą zeszło ok. 300.000 kopii tej gry, ale nie udało mi się tych danych zweryfikować. Tak czy inaczej liczba naprawdę zacna i to pomimo olbrzymiej skali piractwa w naszym kraju. Liczba zamówionych przez graczy egzemplarzy Edycja Kolekcjonerskiej dwójki już teraz przekroczyła 7.000 sztuk, a przecież do premiery gry jeszcze daleko. No ale właśnie, CD Projekt potraktowało graczy uczciwie, więc trzeba być bucem, lub totalnym wieśniakiem, by ściągać tego szpila z sieci. Jeśli ktoś zaliczył Wiedźmina w wersji pirackiej, to takiemu tylko pluć na buty.


Piractwo jest godne potępienia i godzi w uczciwych graczy, kinomaniaków, miłośników muzyki, itd., ale producenci zupełnie nie rozumieją problemu i sądzą, że uprzykrzając życie tym, którzy faktycznie kupują gry, filmy i muzę, ograniczą piractwo, albo je wręcz wyeliminują. Moje zdanie jest zgoła inne - wydawcy sami wpychają uczciwych konsumentów w ramiona piractwa, które jest mniej problematyczne, wygodniejsze i bardziej przyjazne dla użytkownika. Ostatnim trendem w grach jest np. łączenie się aplikacji z Internetem, celem sprawdzania na bieżąco legalności produktu (o tym, że płyta ma być w czytniku nawet nie wspominam). Po cholerę? Padnie nam sieć, to sobie nie pogramy, ale oczywiście posiadacz nielegalnej kopii będzie szpilał w najlepsze i śmiał się nam prosto w twarz. Czy tak to powinno wyglądać? Mam spore wątpliwości.

AUTOR: Zdzichu

2 komentarze:

  1. Dokładnie. Wydawcy są po części winni piractwa. Ceny za gry są wysokie, a te trwają z 9 godzin; z czego 3 wytną i każą dokupić jako DLC.

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowita nieznajomość tematu.
    * W Polsce nie jest zabronione ściąganie/posiadanie filmów ściąganych z sieci, a jedynie ich udostępnianie;
    * Zawsze jest tak, że najgłośniej krzyczy winny i tak jest z CD Projektem. Każdy, kto na scenie siedzi dłużej niż 10 lat, wie jak panowie z CDP rozpoczynali swoje kariery;
    * Producent Cię rucha w dupę również DLC. Polecam poczytać np o DLC do SF IV. Teraz ta sama sytuacja jest z Jill w Marvel vs Capcom 3. Wszystko jest już gotowe, jest na płytce z grą, ale musisz zapłacić dodatkowe diengi, żeby odpalić;
    * Jeżeli wykrywalność kradzieży samochodów byłaby na poziomie wykrywalności piractwa, to każdy by jeździł skopiowanym. Tym bardziej, że w przypadku piractwa, nie można mówić o kradzieży, bo nie zabierasz właścicielowi jego przedmiotu. Gdybyś mógł wykonać dokładną kopię samochodu sąsiada za 5% ceny salonu nie zrobiłbyś tego?

    OdpowiedzUsuń