PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: RECENZJA: Shift 2 Unleashed!

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

piątek, 29 kwietnia 2011

RECENZJA: Shift 2 Unleashed!

Po skatowaniu sequela pierwszego Shifta czuję się kompletnie zniesmaczony i poirytowany. Wiele zapowiedzi i przedpremierowych materiałów zwiastowało produkt niosący nową jakość, albo przynajmniej powiew świeżości w gatunku wyścigówek. Niestety, ponura rzeczywistość musiała wszystko brutalnie zweryfikować. Teraz dopiero widzę, jak wielkie poczucie humoru mają panowie ze Slighty Mad Studios, którzy próbowali swój produkt porównywać do Forzy, albo Gran Turismo i zachowali przy tym pełnię powagi. Poniższa recenzja przedstawia opinię czysto subiektywną (bo jak wiemy, obiektywizm nie istnieje) i jako ogromny fan wyścigów, w obliczu takich słów jak: "ustanawia nowe standardy" muszę podejść do Shift 2: Unleashed z bardzo krytycznego punktu widzenia.


Większość recenzji z którymi mam styczność rozpoczyna się opisem fabuły, ewentualnie długim wstępem co, jak i dlaczego akurat w dobrą stronę. Słowem – nudno i sztampowo. Spodziewacie się tego samego? A guzik, tutaj sypnę z grubej rury i rozpocznę od elementów słabych, które ewidentnie nie zagrały w Shift 2. Narobię Wam smaczku i tym samym zagłębiając się w dalszą część tekstu znajdziecie zalety owej produkcji, które niewątpliwe też potrafię wskazać, ale tym razem pójdą na deser.

Całą grę przechodzę na komputerze, bo wystąpiły nieprzewidziane trudności z dostawą X360, a ja nie mogłem dłużej zwlekać z odpaleniem tego tytułu. Odnoszę wrażenie, że końcową, oficjalną wersję wziął diabeł i ogonem przykrył, a twórcy w pośpiechu wypuścili coś wcześniej zapisanego na prywatnym laptopie szefa. Dlaczego ta gra ma tak horrendalne wymagania sprzętowe? By nie zagłębiać się w specyfikację mojego złomu, przedstawię sytuację obrazowo. Panowie zza Odry ze studia Crytek potrafili tak zoptymalizować kod Crysisa 2, by ten odpalał u mnie płynnie na ekstremalnych detalach (gdy wyszło szydło z worka, banan z mojej twarzy nie schodził przez kilka godzin) a taki Shift 2 dusi się i dławi na średnich z dodanym wygładzaniem krawędzi. Co tu nie zagrało? Przecież na podstawie powyższego przykładu – można? Można! Uporałem się z goryczą porażki, przełknąłem ślinę, zmniejszyłem detale do najniższych i próbowałem rozkoszować się "gejmplejem" bo przecież sama oprawa wiosny nie czyni. Tyle, że tutaj na wierzch wychodzi kolejny problem. Wygląd tego tytułu nie jest adekwatny do mocy, jakiej potrzebuje. Nawet na maksymalnych ustawieniach całość ociera się o kategorię dobry z plusem i trudno mówić o pięknej grze wyścigowej. Jest ładnie, otoczenie ślicznie odbija się na karoserii każdego z pojazdów, a efekt zachodzącego słońca może oślepić, lecz w gruncie rzeczy brakuje opadów szczęki. Pierwsze wrażenie ocierało się o porównanie Shifta 2 do... Grida wydanego przed trzema laty.

Przyzwyczajony do jazdy na kierownicy, wyciągnąłem z szafy moją bestię, bo słysząc określenia – symulacja, momentalnie na myśl przychodzi zabawa z wykorzystaniem wszystkich wodotrysków. Niestety początkowe dobre wrażenie znakomicie schrzanił drift, który tutaj wrzucono chyba na siłę, lub w efekcie fali popularności jaką osiąga po wyczynach Kena Blocka. Mając do dyspozycji kółko, nierealnym jest, by opanować samochód i przejechać jakąkolwiek trasę. Do czego to podobne, by fura, jaką przed kilkoma minutami wygraliśmy wyścig, teraz ślizgała się niczym blondynka na lodzie w samych skarpetkach. Co gorsza, ustawienie pojazdu bokiem, odpowiednie wyczucie gazu i na dokładkę umiejętne kontrowanie mocy graniczy z cudem. Jestem świadom tego, że moje doświadczenie w prawdziwym driftowaniu jest bardzo mizerne, dlatego postanowiłem posadzić przed kierownicą osobę jeżdżącą bokiem na co dzień. Po kilkunastu próbach usłyszałem – jak oni to okropnie spieprzyli! Ta gra ma dostarczać "fun". Ja chcę czerpać z tego przyjemność, a nie silić się na wczucie w kierowcę prawdziwego samochodu, gdzie filozofia driftu także wygląda ździebko inaczej. Zrobiłem test na klawiaturze, lecz w ogóle jakakolwiek próba gry na klawiaturze w Shifta 2 mija się w celem. Jedynym kontrolerem, jakim byłem w stanie poszaleć był... Pad! Tam, z wykorzystaniem analogowych spustów dość łatwo wprowadzić samochód w poślizg, po czym gałką kontrolować przebieg driftu, ale czy tworzy się symulację po to, by ciorać w nią na padzie?


Twórcy pokusili się o stworzenie nowej jakości kleju. Jadąc moją maksymalnie dopieszczoną bryką zahaczyłem lekko o prawy bok innego pojazdu i razem z nim wpadłem nagle na pobocze, a po chwili na bandę. Co gorsza, pomimo wielu prób za nic nie mogłem "odkleić" się od rywala, który chciał wyjść z tego w inny sposób i ciągnął mnie za sobą. W zasadzie wszystkie stłuczki kończą się takim rezultatem. Po kilkudziesięciu sekundach w końcu udało się jakoś rozerwać łączące nas więzi i ruszyliśmy w dalszą drogę, ale w tym momencie cały wyścig szlag trafił, bo szanse na zwycięstwo spadły do zera. A skoro o tym mowa, to kolejny raz w tym tekście zadam pytanie – dlaczego oponenci tak niechętnie próbują zepchnąć gracza z pozycji lidera? Gdy jesteśmy na drugim, lub trzecim miejscu, mogą dwoić się i troić by wyprzedzić choć jeden samochód, ale po objęciu przeze mnie prowadzenia nagle pokornieją. Nie w głowach im wtedy jakiekolwiek szaleństwa, no chyba, że popełnimy fatalny w skutkach błąd. Zdarzają się wyjątki od tej reguły, jak choćby walka z Darrenem McNamarą, miłośnikiem bryk retro, który w swój stary samochód włożył tyle nowoczesnych technologii, że nie sposób go przegonić bez taktyki. Gdy po jakimś czasie w pierwszym wyścigu objąłem prowadzenie, próbował ze wszystkich sił wziąć mnie na zakręcie, bo na prostej musiałem zajeżdżać mu drogę. Niestety ta przypadłość dotyczy wszystkich "mistrzów" kierownicy rzucających graczom wyzwanie. Są nienaturalnie lepsi od reszty stawki. Tym sposobem otrzymujemy zastrzyk adrenaliny, ale po chwili wprawia on w irytację.


Szumnie zapowiadany przez twórców rewolucyjny widok z kasku kierowcy miał odmienić spojrzenie na przeciążenia towarzyszące zawodnikowi i dodać rozgrywce większej widowiskowości. W gruncie rzeczy cała ta kamera do niczego się nie nadaje. Wolę traktować ją w kategoriach ciekawostki. Owszem, widzimy obrzeża kasku (z wysokiej jakości teksturą materiału wewnątrz), ale ogranicza to widoczność. Przed każdym zakrętem nasz podopieczny spogląda w jego stronę, przez co cała głowa wraz z kaskiem podąża np. w prawo. Widząc to momentalnie odbijamy albo w lewo, albo jedziemy prosto tracąc orientację i pytając, gdzie jest przód naszego pojazdu. Wiadomo, że przy dużych prędkościach musimy podjąć decyzję w ułamku sekundy. Przez długi czas próbowałem odnaleźć w tym widoku pozytywne aspekty, lecz niestety uważam, że do normalnej gry on się nie nadaje. Jeżeli chcesz wygrywać (przecież nie jeździsz rekreacyjnie), polecam kamerę ze zderzaka bądź maski – najlepiej oddają uczucie wielkich prędkości.

Dałem upust emocjom, wylałem kilka wiader frustracji, mogę teraz przejść do konkretów. Zacznijmy od ogólnego sensu całej zabawy, czyli z czym to się je. Rozpoczynamy od wyścigu określającego nasze umiejętności wzorem pierwszej części – w zależności od rezultatu gra automatycznie dobierze poziom trudności i dostosuje model prowadzenia. Godne pochwały i ciekawe rozwiązanie – tym bardziej, że jedziemy białym GT-R’em. Następnie dostajemy trochę kasy i osobistego trenera imieniem Vaughn Gittin Junior, który prowadzi nas przez wszystkie wyścigi serwując cenne wskazówki dotyczące trasy. Kupujemy pierwszą furę i otrzymujemy informacje o kilkunastu szczeblach kariery, po których wspinamy się w ramach wygrywania kolejnych mistrzostw i osiągania doświadczenia. Pod lupę weźmy pierwszy z tych elementów czyli ogólny zarys rozgrywki.


Podobnie jak w amerykańskich filmach i większości FPSów, także tutaj początkowo jesteśmy postrzegani jako "zero" w świecie wyścigowym, by po trupach przeciwników wzbić się na wyżyny motoryzacyjnego bractwa i zyskać uznanie w oczach społeczeństwa. Bierzemy udział w wyścigach różnego rodzaju. Do dyspozycji oddano między innymi zwyczajne zawody dopuszczające określoną klasę pojazdów, gdzie musimy zwracać uwagę, czy daną furę przypisano do odpowiedniej kategorii. Tym sposobem otrzymujemy np. "Współczesne C" w ramach którego sprostamy takim wyzwaniom jak ukończenie trzech okrążeń na trasie w Monzie w akompaniamencie dziesięciu oponentów. Mamy też "Eliminatory" w których za żadne skarby świata nie możemy jechać na ostatniej pozycji przez 30 sekund, bo w przeciwnym wypadku cała publiczność wraz z trenerem wybuchną śmiechem. Są wyścigi reklamowe, gdzie dostajemy samochód wyższej klasy i próbujemy wczuć się w klimaty kolejnych turniejów do odblokowania. Następnie rywalizacja z pędzącym czasem, w którym w pojedynkę mierzymy się nie tylko z rekordem okrążenia, ale też pojazdem przydzielonym wcześniej automatycznie. Zazwyczaj dają szybkie fury, odpowiednio podrasowane i przemalowane w typowo rajdowe wzorki. Nie mogę zapominać o drifcie, do którego wolałbym nie wracać i wyścigach wytrzymałościowych, będących w mojej opinii kuriozalną pomyłką twórców. Wyobraźcie sobie jazdę z piętnastką napalonych zawodników przez dwadzieścia okrążeń po długiej i krętej trasie, gdzie jeden błąd może zaważyć o zwycięstwie, a to wszystko z udziałem uszkodzeń i elitarnej symulacji kontroli samochodu. Brzmi fascynująco, lecz w rzeczywistości sprawia, że chcesz rzucić kierownicą w podłogę. Przed poszczególnymi wyzwaniami oglądamy krótki materiał video z udziałem prawdziwego kierowcy wyścigowego specjalizującego się w danej dziedzinie, który wprowadza nas w całą imprezę. Wyjawia najważniejsze informacje o mistrzostwach, udziela wskazówek co do pojazdu i za każdym razem oferuje swoją brykę w zamian za skopanie mu tyłka.

Za wygrane "eventy" otrzymujemy sporą sumkę zielonych, tym większą im trudniejszy jest dany turniej, oraz pozyskujemy doświadczenie nabijające pasek umiejętności. Dzięki temu nasz podopieczny staje się bardziej pro, a owe punkty otrzymamy też za takie rzeczy, jak idealny tor przejazdu, perfekcyjne wchodzenie w zakręty czy błyskawiczny start. Ściskając poślady, możemy w krótkim czasie wypracować bardzo wysoki poziom wtajemniczenia. Wraz z kolejnymi cyferkami dostajemy naklejki, dodatkowe rodzaje farb do malowania fur, dużo kasy, a co dziesięć "leveli" nawet samochód – już odpowiednio zmodyfikowany. Co więcej, dzięki temu zyskujemy dostęp do kolejnych mistrzostw i pniemy się w górę w wyścigowej hierarchii. Największe znaczenie ma tutaj – jak zawsze, liczba dolarów na koncie, bowiem przed kolejną ligą musimy nabyć autko dopuszczone do startów. Dobry wóz to nie wszystko, należałoby go stuningować i wymienić trochę bebechów, żeby nie pierdział już tak na pierwszym biegu, a zaczął wyć niczym przedwojenna kosiarka. Tu z pomocą przychodzi rozbudowany warsztat, gdzie wymieniamy mnóstwo części przyporządkowanych do różnorakich kategorii. Możemy zamontować zupełnie nowy silnik, poprawić hamulce, obniżyć zawieszenie, dołożyć nitro wraz z turbosprężarką i wsadzić metalowe rurki do wnętrza. Brzmi bardzo standardowo? Posłuchajcie tego! Wymienimy filtr seryjny na wysokoprzepływowy, zintegrujemy głowicę kolektora, dodamy wyczynowe krzywki, zmodyfikujemy oprogramowanie ECU, zamontujemy dyferencjał wyścigowy regulowany w zakresie 2, czy też wstawimy wyczynowe koło zamachowe. Każda taka ingerencja w budowę pojazdu zwiększa jego moc i osiągi, a tym samym – klasę. Przeskakując do wyższej (czyli np. z A do B) możemy nieświadomie wyeliminować się z następnego turnieju, dlatego warto mieć to na uwadze. Wszystkie powyższe usprawnienia nabijają pasek "wypucowania" fury. Jeżeli przekroczy on odpowiedni poziom, wtedy za drobną opłatą w wysokości kilkudziesięciu tysięcy dolarów aplikujemy pakiet fabryczny. Najlepsze możliwe udoskonalenia dla danej bryki, włącznie z dodaniem nadwozia o cztero metrowej szerokości, trzy piętrowym spoilerem i wymianą deski rozdzielczej na kokpit Boeinga 747. Taki wóz zazwyczaj zyskuje kilkaset koni więcej, przyspiesza o kilka sekund szybciej i ma znacznie wyższy moment obrotowy. Tym samym przestaje jeździć, a zaczyna fruwać. Wrzucenie 1250 koni mechanicznych pod maskę starej BMW M3 E36 sprawiło, że jakakolwiek próba jazdy tym samochodem mijała się z celem. Po kiego grzyba mi coś, co kosztuje tyle kasy, a jest bezużyteczne?


To naturalnie nie wszystko. Mietek od grzybka i muchomorka otworzył warsztat lakierniczy w którym oferuje darmowe przemalowanie dowolnego pojazdu. Do wyboru – do koloru. Dosłownie. Nie dość, że sami ustalamy konkretny odcień i nasycenie barwy to jeszcze określamy, czy lakier ma być matowy, błyszczący, cukierkowy, perłowy, a może chromowy. Do tego dokładamy naklejki, które albo sami naklejamy, albo wybieramy gotowy pakiet kompletnego oklejenia fury zazwyczaj kończący się przemalowaniem jej na zupełnie inny kolor i dorzuceniem setek różnego rodzaju reklam producentów. W ramach wymiany lakieru możemy wrzucić inne felgi. Dobrych firm jest cała masa, choćby tak znanych jak 5Zigen, BBS, Enkei, HRE czy Team Dynamics. Oprócz wyglądu ustalamy też liczbę cali i decydujemy czy nasz pojazd będzie na fest, czy z klasą. Wybór felg to tak jak dobór obuwia, ma ogromne znaczenie w ogólnym rozrachunku.

To może czas wreszcie się przejechać! A nie, chwila, czekają jeszcze poszczególne modele prowadzenia pojazdów! A później typy uszkodzeń. Tak, tego rzeczywiście jest dużo. Tutaj też dochodzę (proszę sobie nie kojarzyć zboczuchy!) do meritum całej możliwości wyboru. Po jasną cholerę mam lawirować pomiędzy poszczególnymi opcjami, skoro po kilku wyścigach całość sprowadza się do rzucania mięsem na prawo i lewo? Co z tego, że dostałem tryb nowicjusza, normalny, doświadczony, profesjonalny i elitarny, jak zmiana powoduje wyłączenie jednej, czy dwóch opcji w stylu – pokaż odpowiedni tor przejazdu. Choć w istocie samych ułatwień dla początkujących zaoferowano mało – możemy wspomóc hamowanie i kierowanie, czyli automatyczne zwalnianie przed każdym zakrętem oraz pomoc przy pokonywaniu ostrzejszych wiraży. Najlepszą zabawę uzyskujemy przy ostatnim z trybów. Tak zresztą założyli twórcy i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że piszę to zerkając z negatywnego punkty widzenia. Odpalając elitarny model jazdy każda fura zacznie zarzucać kuprem jak pijana kelnerka w tandetnym barze i nic nie jest w stanie tego zmienić. Bez znaczenia, czy jedziemy starą Mazdą, czy szybkim Viperem, jedno i drugie auto zachowa się podobnie. A co gorsza – hamulce w tym przypadku zapominają do czego je stworzono. Za to ręczny tak zyskuje na znaczeniu, że nawet lekkie dotknięcie przycisku z przypisaną weń czynnością kończy się lądowaniem na bandzie. Ktoś chciał przegiąć i wykonał kawał dobrej roboty. W gruncie rzeczy najlepszą propozycją pozostaje tryb normalny z ewentualnymi osobistymi modyfikacjami.


Czas poruszyć sprawę zniszczeń, chwalonych i cenionych na całym świecie. Wielokrotnie słyszałem określenia – chcesz porządnie rozbić furę? Zagraj w Shifta 2! Tym razem muszę się zgodzić. To prawda, dałem radę tak zmasakrować mój bolid, że pomyliłem go z hulajnogą. Zastanawia mnie tylko kilka elementów. Przede wszystkim – dlaczego w momencie, w którym zaznaczę wyłącznie uszkodzenia wizualne, to po dachowaniu nie mogę dalej jechać? Czy karoseria wpływa na obroty silnika i jego funkcjonowanie? Jeszcze lepsze, że wybierając pełne zniszczenia też zmusiłem pojazd do wykręcenia fikołka, a ten... po chwili stanął na trasie i chciał ruszać w dalszą drogę! Żyć – nie umierać! Do tej pory męczę się z zagadnieniem, jak to jest, że jadąc RX-7 z silnikiem z przodu i uderzając w bandę tyłem samochodu straciłem koło jednocześnie kończąc wyścig, a pędząc dwie paczki i waląc czołowo w przeszkodę (silnikiem!) po chwili powracam na trasę? To wszystko na elitarnym i przy pełnych uszkodzeniach! To dopiero symulacja! Żeby nie było, że jedynym celem tego tekstu jest odnajdywanie błędów w tej doskonałej grze, napomknę, że sam efekt masakrowania poszczególnych bryk wykonano pierwszorzędnie. Elementy karoserii latają po asfalcie i publiczności, bandy się wginają i rysują, murki odpadają, a same fury tracą szyby, koła, spoilery, zderzaki, maski i mają powgniataną blachę tak ładnie, że aż miło popatrzeć.


Nadeszła pora startu i tutaj niestety widzimy kolejny mankament. Początkowa sekwencja prezentująca wszystkie pojazdy, mechaników i półnagie panny wokoło jest bardzo fajna. Ale tylko za pierwszym, czy drugim razem. Później, po kolejnym i kolejnym restarcie trasy można dostać fioła, jak oglądamy dokładnie to samo przez kilkanaście sekund. Gdyby te dziewczyny chociaż nie miały kwadratowych tyłków... Ja chcę kurde synek szybko zacząć, bo wściekłość sprzed restartu daje o sobie znać, a tu mnie dodatkowo buzują. Jasne, świetny motyw – w tym czasie wielokrotnie usłyszymy wskazówki, jak przejechać poszczególne zakręty, gdzie dodać gazu i na co uważać. Szkoda, że nie pomyślano o funkcji – pomiń. Dobra, jedziemy! Pierwsze wrażenie nad wyraz pozytywne, bowiem samochody nie ślizgają się aż tak, jak w pierwszej odsłonie serii, choć do ideału wciąż sporo brakuje. Niemniej, nastąpił wyraźny postęp. Sam model jazdy (w trybie normalnym) dostarcza wielu wrażeń. Bez większego problemu odczujemy różnicę w prowadzeniu Corvetty i Astona Martina, a to duży sukces. Wyścigi są przyjemne (do czasu), jeżeli akurat nie przykleimy się do oponenta, nie zacznie nami nienaturalnie rzucać, albo nie przesadzimy z tuningiem mechanicznym. Twórcy udostępnili możliwość odpalenia telemetrii, czyli rozszerzonego podglądu na zachowanie się pojazdu na trasie. Interfejs zyskuje piekielnie utrudniające widoczność wykresy oraz paski i liczby informujące gracza o stanie samochodu. Zobaczymy nacisk na poszczególne opony, ich nagrzanie, wykorzystywaną liczbę koni mechanicznych, liczbę obrotów silnika jak i skrzyni biegów, liczbę okrążeń, liczbę przeciwników... Cyferek co nie miara. Dla maniaków wybór rewelacyjny, dla normalnych graczy co najwyżej jako ciekawostka.

Co jednak najważniejsze, to miejsca, w których będziemy toczyć boje o wirtualne puchary. Tych znajdziemy łącznie ponad 80 według twórców, choć grając wydaje się mniej. Zwiedzimy ulice Tokio, Londynu i Miami, oraz pośmigamy wąskimi i niebezpiecznymi zakrętami niemieckiego Nurburgringa. Naturalnie, oprócz tego jest wspomniana Monza, Dakota, trasy w Dubaju, Riviera, Shanghai i Silverstone w różnych odmianach. Ponieważ nie znam wszystkich aren z całego świata, niestety nie będę w stanie powiedzieć, czy którekolwiek z dostępnych miejsc zahacza o oryginalność i nie jest odpowiednikiem prawdziwego obiektu. Wiem tylko, że brakuje Le Mans i Tsukuby. Chociaż patrząc na wyścigi wytrzymałościowe, takie 24 godziny jazdy definitywnie odpadają. Slighty Mad Studios należą się za to ciepłe słowa za detale otoczenia. W ostatniej części Gran Turismo często za elementy pobocza służyła zwykła trawa, banda i płaska publiczność, tutaj z kolei widzimy trochę więcej. Są domy, namioty, krzewy, ładne, choć tylko trzy, a nie czterowymiarowe drzewa. Niby nic, a jednak cieszy. Są też długo oczekiwane wyścigi w nocy, które o dziwo – muszę pochwalić. Widząc na trasie jedynie blask fleszy i reflektorów, oświetlenie na poboczu, oraz czerwone poświaty od używania hamulców, adrenalina skacze kilka kresek w górę. Takie zmagania wydają się o wiele szybsze, bardziej efektowne i wymagają znacznie większej koncentracji, ale dostarczają zarazem ogromne pokłady zabawy. Choć jak wiadomo – to dziś standard. Dlaczego więc twórcy nie poszli za ciosem i nie dorzucili zmiennych warunków atmosferycznych? Tego zrozumieć nie mogę.

Shift 2 oferuje 130 pojazdów do wyboru, co przy liczbie tysiąca w Gran Turismo 5 wywołuje salwę wrednego i jakże donośnego, demonicznego śmiechu. No chociaż, jakby pominąć te wszystkie standardowe... Ale tak czy owak, za mało. W Forzie 3 wybieramy spośród 400, Hot Pursuit ma całe 66, a Maluch Racer aż osiem, lecz nie zmienia to faktu, że w Shift 2 jak na symulację przystało – brakuje jeszcze kilku... set? Panowie, do pracy, modelować i aplikować w płatnych dodatkach po 20$ za jeden! Zasiądziemy za kółkiem Porsche 911 GT3, Forda Mustanga, Mazdy RX-7 i RX-8, Vipera, Corvetty, BMW M3 E36, Mercedesa 190E, Dodge’a Chargera, Bugatti Veyrona, McLarena F1, Seata Leona i dalej lecę po samych markach - Acury, Alfy Romeo, Audi, Bentleya, Lamborghini, Lancii i kilku innych. Wbrew pozorom – jest w czym przebierać, tylko skąd wziąć hajs na to wszystko? Te bardziej luksusowe, bądź "ekskluzywne" fury kosztują krocie. A tutaj dolar mniej-więcej wart jest tyle, co w rzeczywistości. Obrazowo zatem przedstawię – za jeden przejazd w wyższych klasach wyścigowych otrzymujecie 13.000$ (za pierwsze miejsce), a Veyron kosztuje... 1 milion 700 tysięcy. Ja nawet nie zaczynałem zbierać, choć popieram zdanie fanów – dostajemy wyzwanie i jest co robić z tą kasą. Mam niestety jedno zastrzeżenie do większości pojazdów – w specyfikacji po tuningu wyraźnie jest nakreślona prędkość maksymalna, przykładowo – 911 GT3 ma 311 km/h. Za żadne skarby świata jednak nie mogę tego pojazdu rozpędzić powyżej 250 i na nic zdaje się nitro czy trasa z górki. Więcej nie chce. Może się boi?


Teraz z kolei nastąpi całkowita odmiana klimatu tekstu. Niech panowie od Forzy i Gran Turismo uczą się od EA, jak stworzyć fantastyczne efekty dźwiękowe! Muzyka zawsze stała na wysokim poziomie, ale to, czego dokonano w zakresie odgłosów silnika, wypadków i otarć różnego rodzaju zakrawa o majstersztyk. Słychać, gdy wrzucimy turbosprężarkę, nitro daje o sobie znać świstem podtlenku azotu, opony piszczą na zakrętach, silniki wyją, brzęczą i dudnią w zależności od pojazdu i modyfikacji. To zdecydowanie najlepsze, co Shift 2 ma do zaoferowania. Idealnie brzmią strzały z rury wydechowej, a gracz wprawnym uchem oceni nawet liczbę obrotów na minutę bez spoglądania na obrotomierz. W tle przygrywają nuty takich wykonawców, jak The Bravery, 30 Second To Mars, Biffy Clyro, Rise Against czy też Switchfoot. A ponieważ nie chciało się panom z EA wydać więcej pieniążków na licencje, postanowili każdy z oszałamiająco gigantycznej liczby dziesięciu utworów zmiksować przynajmniej czterokrotnie na różne sposoby, tak by gracz nie zanudził się na śmierć. Gdyby nie fakt, że dobrano wysokiej klasy wykonawców, zjechałbym po całości decyzję producentów.

Co jeszcze chcę pochwalić? Rozbudowany Autolog! Pod tym względem również nastąpił przełom, szczególnie w odniesieniu do Hot Pursuit. Owy system to iście genialny motywator do śrubowania wyników i poprawy osiągów samochodu. A tutaj na dokładkę rozbudowano całość o kolejne elementy. Tym samym przejrzymy zapisane wcześniej zdjęcia i powtórki przejazdów wszystkich znajomych, które na dokładkę możemy ocenić, zaprosimy do wyścigu, zobaczymy rekordy tras pochodzące z regionu jak i całego świata, przeczytamy najświeższe wiadomości motoryzacyjnego grona i podglądniemy profil jakiegoś jegomościa. Zawarto tam wszystkie interesujące informacje, takie jak procent ukończenia kariery, długość gry, liczba przejechanych wyścigów, poziom doświadczenia, suma zdobytej gotówki i ilość fur w garażu. Oprócz powyższych bajerów mamy też rekomendacje w stylu polecania wyścigów, których jeszcze nie jechaliśmy. Drobnostka, ale dzięki temu wytwarza klimat uczestnictwa w życiu całej społeczności. A nie ma nic bardziej rajcującego od toczenia zażartych bojów zderzak w zderzak z dobrym kumplem po sieci i poprawiania rekordów okrążenia o setne sekundy.


Nieubłaganie dochodzimy do końca mojego, jak zwykle, parszywie długiego wywodu, którego zapewne i tak nikt w całości nie posmakuje. Niemniej, warto wspomnieć o kilku smaczkach, jakie otrzymujemy wraz z grą. Przede wszystkim, w dowolnym momencie możemy obejrzeć wszystkie odblokowane wcześniej sekwencje video, gdzie mistrzowie kierownicy prezentują nam kolejne etapy naszej kariery. Porobimy każdej bryce zdjęcia, wykorzystując dostępne narzędzia. Możemy obracać kamerę, przybliżać i oddalać, oraz nie wiem po kiego grzyba, spowalniać jej ruch. To ostatnimi czasy stały bywalec symulatorów – pamiątkowe fotki są w cenie! Nie obejdzie się bez minusa, wszak gdybym go tutaj nie wpisał, nie byłbym sobą. Doskwiera mi pewien jakże bolesny babol, którego nie jestem w stanie usunąć. Po wyborze Mazdy RX-8 i dowolnego toru, gra wczytuje się... i wczytuje... i wczytuje i niestety wczytywać się nie kończy w ogóle. Mogę oglądać wspaniały ekran przedstawiający trasę z idealnym torem przejazdu, ale to mnie na dłuższą metę nie jara.



Ogłaszam wszem i wobec, że multiplayer jedynie liznąłem i brakuje mi jeszcze kilkunastu godzin gry, by móc go dobrze ocenić, niemniej już teraz widzę, że dostarcza o wiele większe pokłady zabawy od samotnych podbojów. Do tego twórcy przygotowali kilka trybów zabawy, takich jak pojedynki kierowców, gonitwy czy też "Stare kontra Nowe" gdzie zmodyfikowane retro wozy kopią tyłki współczesnym poskramiaczom szos. Zadajmy najważniejsze pytanie – jaki w końcu jest ten Shift 2? Traktuję go trochę jako zapchaj dziurę, która na rynku nie może odnaleźć własnego miejsca. Posiadacze PC mają do dyspozycji R-Factor, będący w zakresie symulacji o wiele korzystniejszym wyborem, miłośnicy małych padów dostali Gran Turismo 5 bezapelacyjnie lepsze od tworu EA, a zwolennicy jedynej słusznej, zielonej konsoli Billa mają Forze 3, zjadająca na śniadanie Shifta 2 wraz z oponami. Rajdowcy wybiorą Dirta, arkejdowcy z kolei chwycą po Hot Pursuita, a maniacy prawdziwych symulatorów od dawna mają drogie kierownice, które katują na Nurburgringu w produkcji autorstwa Polyphony Digital. Okazuje się, że spora część fanów pierwszej odsłony Shifta poleciała do sklepów po sequela, zatem Electronic Arts zleci przygotowanie kontynuacji. W końcu zrezygnowano z członu – Need For Speed. Przyznam szczerze, że w mojej opinii wystawienie Shiftowi 2 oceny w wysokości 9 oczek na 10 nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Ani to prawdziwa symulacja, ani typowy arcade. Długo myślałem nad dwójką w naszej skali ocen i wiecie co? Dwójka za to kapitalne udźwiękowienie i Autolog należy się w 100%, ale ta gra ma trochę innych zalet, więc pójdzie trójka. Niestety Shift 2 nudzi jak książki Paulo Coelho. W domyśle przekazuje to, co najistotniejsze, ale fajnie się tego nie czyta.

Co kopie dupala?

Wsłuchajcie się w ryk tych maszyn, poczujcie woń rozlanego oleju i palonych opon, oślepcie się słońcem i wylądujcie na bandzie po aplikacji 1300 koni pod maskę. Dupala kopie tutaj możliwość szerokiego doboru asortymentu w zakresie tuningu mechanicznego i wyglądu oraz fajnie wyglądające udoskonalenia fabryczne. Nie zapominam o Autologu, pamiętam o multiplayerze, mam przed oczyma wszystkie trasy z dużą liczbą detali otoczenia i nieźle wyglądające fury. Dla chętnych dorzucono telemetrię, pozyskano prawdziwych mistrzów kierownicy, by dodali grze klimatu i zebrano setki cytatów motoryzacyjnych maniaków, witających nas podczas ekranów ładowania. A co oprócz tego? Udźwiękowienie, czyli waląca niczym armaty turbosprężarka, syczące nitro, wyjące silniki, skrzypiące drzwi i gnące się blachy! To jest to, czym Shift 2 może się szczycić. No i dobrze – przyznam, że modyfikacje w silniku dają zauważalne efekty, a nasze fury dzięki temu zyskują więcej czadu.

Co ssie paukę?

Cała gra posysa okropnie, bo po dłuższej zabawie zaczyna nużyć. Przejedziesz kilka wyścigów, powściekasz się na beznadziejny drift, odkryjesz, że trzy lata temu widziałeś taką grafikę w Gridzie, zobaczysz, jak Twój samochód przykleja się do przeciwnika po czym lecisz z nim na bandę, aż w końcu eksplodujesz po stracie dwóch minut do mistrza danego eventu. Nic nie wyszło z szumnych zapowiedzi, jak to Shift 2 pobije na wydechy aktualnych liderów gatunku symulatorów, a co więcej – nie wiadomo do końca, pod jaką kategorię ten twór podporządkować. Odstawili lipę z małą liczbą samochodów, nie wyeliminowali do końca uczucia ślizgania się po asfalcie, słabo zoptymalizowali, a do tego wszystkiego wrzucili bezużyteczną kamerę z kasku kierowcy. Tym się chwalić? Słabo panowie – dajcie popalić za rok, czy dwa lata, a teraz wypluwajcie już nowego NFS’a - The Run, bo w mojej opinii seria powinna pozostać przy swoich najlepszych korzeniach.

Autor: Maciomaniak


Zapraszamy do dyskusji na temat tego tytułu na nasze forum o grach!

10 komentarzy:

  1. Faktycznie recka długa, ale ciekawa. Napisałeś trochę od dupy strony... i o to właśnie chodzi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na te wszystkie porównania do GT5 i F3 osobiście lałem, bo zwykle kity wciskają. Drift w pierwszym shifcie mnie zastanawiał, bo auto zaczynało wtedy inaczej jeździć niż w normalnych wyściagach. 130 samochodów to nie tak źle , zwłaszcza jak mamy pełno modyfikacji wyglądu (chociaż chciałoby się więcej), a poza tym może jest więcej na płycie tylko Ty nie masz dostepu do nich na razie. Swoją drogą mogłeś coś napisać więcej o fizyce. Bo w jedynce samochody czasem po uderzaniu latały jakby grawitacja wynosiła połowę rzeczywistej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dajcie mi awruk najlepszą grę wyścigową na ps3, najlepiej 3 od najlepszej zazynając. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Burnout Paradise
    2. Need for Speed: Hot Pursuit
    3. GRID 1

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie recka portalu 2? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Więcej takich recenzji! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje pierwsze wrażenie po odpaleniu drugiego shifta na PC: WTF? Pierwsza część wyglądała lepiej i śmigała jak ta lala, a ta nie dość, że wygląda gorzej to jeszcze się tnie franca.

    OdpowiedzUsuń
  8. I ten jakże pomocny Input Lag... Model jazdy może i byłby do przyjęcia w kategorii "arcade, ale trza hamować", ale gargantuiczny Input Lag zabija jakąkolwiek radość z jazdy, co IMHO w samochodówce obniża ocenę na 1/10, choćby grafa była lepsza niż rzeczywistość i dżwięk realniejszy niż w realu. Po kija mi tuning jak sie jeździć nie da ? F U EA.

    OdpowiedzUsuń
  9. ... ustawiam sobie wyścig w nocy na suzuce,do tego podrasowana toyota corolla gts i wzium... żadna inna gra nie oddaje takiego realizmu podczas nocnej jazdy :) cała zabawa to online,single to tylko dodatek. polecam zainstalować patcha,który kompletnie zmienia model jazdy. teraz zamiast jeździć,połykamy km :)

    OdpowiedzUsuń