PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: Obszerna relacja z wiosennej konferencji CD Projektu!

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Obszerna relacja z wiosennej konferencji CD Projektu!

Zapraszam do lektury obszernej relacji z wiosennej konferencji CD Projektu, która odbyła się 14 kwietnia bieżącego roku. Była to największa medialna impreza growa w historii naszego kraju. Pierwszy publiczny pokaz "Wiedźmina 2" przyciągnął tłumy dziennikarzy, którzy pragnęli na własne oczy przekonać się, jak wyglądają przygody Geralta na miesiąc przed światową premierą. Nie była to jednak jedyna atrakcja, którą przygotowano tego dnia.


Ale zacznijmy od samego początku, czyli od wejścia do starej fabryki trzciny, którą włodarze firmy wybrali na miejsce spotkania. Duży, stary budynek mógł imponować przede wszystkim klimatem. Obdrapane i dziurawe ściany, stare zużyte rury, wystające kable elektryczne ze ścian i mnóstwo metalowych elementów służących niegdyś za wsporniki, żeby to wszystko jakoś utrzymać w całości. Organizatorzy znają się na rzeczy. To zdecydowanie lepsze miejsce od klubów, czy innego szajsu, gdzie ciężko byłoby usłyszeć własne myśli przez rozchodzące się echo odtwarzanej muzyki. Fantastycznie zagospodarowano cały budynek, wstawiając laserowe, niebieskie światła, rozwieszając obrazy, telewizory i plakaty, czy ustawiając stylowe, czerwone (wygodne) kanapy i niskie stoliki, przy których mogliśmy w spokoju zjeść przystawkę i wypić gorącą herbatę, kawę lub sok w oczekiwaniu na kolejną prezentację. Niezwykle sympatyczne panie w punkcie rejestracji gości informowały o wszystkich zaplanowanych atrakcjach. Pokierowały do szatni i z chęcią udzielały odpowiedzi na zadane pytania. Oprócz tego, wręczały upominki i co ciekawe – czytały gazety konsolowe. Nie dość, że były to kobiety przykuwające wzrok normalnego faceta, to jeszcze zainteresowane tematem. Gdzie takich szukać?


Poranny plan konferencji obejmował "Virtua Tennis 4", "Lego: Piraci z Karaibów", "Red Faction: Armageddon" i "Guild Wars 2", z czego ten ostatni to nic innego, jak prezentacja tych samych materiałów, które możemy znaleźć w sieci. Nudna, męcząca wypowiedź developera tłumaczącego, jaka to ich gra stanie się rewolucyjna była kijowa, bo narobili smaku, a z pokoju wychodziło się z zażenowaną miną. Skupmy się więc na pozostałych tytułach. Zacznę od tenisa, bo osobiście jestem wielkim miłośnikiem tego sportu i pokrywałem w "Virtua Tennis 4" wielkie nadzieje.

Grę przygotowuje Sega, kontynuując tym samym znaną serię mającą swoje początki jeszcze na poczciwym Dreamcast’cie. Do dyspozycji mieliśmy duży telewizor 3D i dwa kontrolery Move, które umożliwiały przetestowanie rozgrywki wieloosobowej. Początkowo pograłem sam, oceniając wizualna i ogólny "fun" płynący z zabawy. Rzeczywiście, pod względem graficznym jest to najlepiej wyglądająca gra o tematyce tenisa, jaką do tej pory widziałem. Wydany w tym roku "Top Spin 4" nie ma czego szukać. Wybrałem Rogera Federera z jego nieodłączną opaską na głowie, przytrzymującą włosy, unoszące się w górę i w dół przy każdym skoku, czy kroku nawet. Koszulka poruszała się na wietrze, a twarz zawodnika dopracowano w najmniejszym szczególe (co jest trudne zważywszy na fakt, jaką Federer ma facjatę). Zakładam, że w wersji 2D będzie jeszcze lepiej. Niestety nie mogłem tego sprawdzić, za to mogę, a nawet muszę ponarzekać na 3D, które jest tutaj... niewidoczne. Z dobrodziejstw tej technologii tak naprawdę korzystały jedynie napisy. Ani piłka, ani gracze nie chcieli wyskoczyć "poza" ekran. Myślę, że Sega w ostatniej chwili podjęła decyzję o implementacji popularnego ostatnimi czasy bajeru i wyszło to w ogólnym rozrachunku – tandetnie.


Chwilę później do zabawy dołączyła druga osoba i przeszliśmy do menu głównego. Tam wybrałem zakładkę gier imprezowych, bo ciekaw byłem, co oferuje. Wskoczyliśmy na kort treningowy, gdzie na zmianę staraliśmy się trafić w uciekające przed piłeczką manekiny, wyglądające jak tekturowe lalki. Całość była punktowana, a wysokość punktacji zależała od części ciała w którą uderzyliśmy. Frustrujące, słabe i na domiar złego – nużyło bardziej od taniego filmu porno. Po jednej partii rozegraliśmy normalne spotkanie. Ekran podzielił się pionowo, a grafika uległa lekkiemu pogorszeniu.

Jak w praktyce wygląda sterowanie kontrolerem Move? Na szczęście jest intuicyjne i bardzo proste. Zawodnik biegnie do piłki automatycznie, a naszym zadaniem jest jedynie zrobić wymach, lub też... Po prostu szybko machnąć kontrolerem, trzymając go blisko ciała. Działa to prawidłowo, ale cały efekt psuł zauważalny lag towarzyszący zabawie, albo błędy w postaci przenikania wirtualnej rakiety przez kort. Co ciekawe – gdy przekręcaliśmy kontroler, otworem stawała możliwość odbicia lobem, lub płaskiego ścięcia zaraz nad siatką. Działa to dokładnie tak, jak w rzeczywistości. Moje sprawne oko wychwyciło jeszcze jeden smaczek – podchodząc do ekranu z kontrolerem w łapie, zawodnik robił to samo. Z niewielkim opóźnieniem, ale dzięki temu możliwe było wykonanie szybkiego ścięcia tuż przy siatce i zdobycie punktu. Ha! Sprytne. Odchodząc od telewizora, wracaliśmy znowu na starą pozycję. Ogólne wrażenie po kilkunastu minutach zabawy było jednak przeciętne – kamerę umiejscowiono na wysokości oczu zawodnika, lecz rzadko kiedy posyłałem piłkę tam, gdzie chciałem. Z całą pewnością to kwestia praktyki, lecz osobiście wolę zabawę padem choćby z tego względu, że widzę wtedy cały kort i mogę biegać tam, gdzie dusza zapragnie. Premierę "Virtua Tennis 4" ustalono na 29 kwietnia. Tylko teraz komu ja mogę polecić tą grę? W zasadzie to... ciężko powiedzieć. Osoby grające aktywnie w tenisa wolą jednak zabawę na żywo, a cała reszta prawdopodobnie odpuści po kilku meczach, bo ten sport na ekranie jest najzwyczajniej w świecie - nudny.


Kolejną przygotowaną prezentacją był pokaz Piratów z Karaibów z ludzikami LEGO w roli głównej. Oczekiwałem wspaniałej zabawy, ogromnych pokładów humoru i ciekawych rozwiązań. Dostałem – dokładnie to wszystko! Niestety, panowie z CD Projektu zabronili cykać zdjęć, więc nie mogę Wam pokazać, dlaczego wyszedłem z tego pomieszczenia zachwycony. Siadając przy ekranie przenosiliśmy się do wielkiej twierdzy braci piratów, gdzie wcielając się w rolę klockowego Jacka Sparrowa musieliśmy namówić ich do pomocy przy mechanizmie otwierającym drzwi. Początkowy rzut na całą lokację robił duże wrażenie. Całość zaprojektowano z pomysłem i humorem na wielkiej skalistej górze. Gdzieniegdzie spływała woda, w innym miejscu z armaty wydobywała się lina, po której mogliśmy się wspiąć, tajemnicze przejścia, trampoliny, kółka zębate, pochodnie i nieodłączne okrągłe różnokolorowe klocki do zbierania, za które kupimy kilka bajerów. Słowem, majstersztyk "dizajnerski". Wszyscy nasi pobratymcy, to klockowe odpowiedniki znanych z filmu postaci, takich jak Will Turner, czy Elizabeth Swann. Łącznie znajdziemy tu blisko 70 znajomych twarzy, w tym kościotrupy żeglarzy posługujące się magią voodoo. Jest mrocznie i bardzo smakowicie!

Zagadki były stosunkowo proste, ale dostarczały wiele zabawy. Niejednokrotnie uśmiechałem się pod nosem na widok animacji bohaterów, którzy spadając, czy otwierając kolejne przejście nagradzali to pasującą do sytuacji miną i gestami. Musiałem namówić ośmiu kompanów, budując i przenosząc urządzenia mające w tym pomóc. Żeby było trudniej, potrzebne klocki rozrzucono po całej lokacji. Z pomocą przychodzi tutaj specjalny kompas Jacka. Wybieramy tam obrazek jednego z potrzebnych elementów, po czym widzimy, jak Jack chwyta swoją busolę i idzie po niebieskich kwadratowych śladach do celu. Rewelacja! Gdy zbyt długo głowimy się nad rozwiązaniem, do akcji wkraczają złote strzałki pokazujące, co gdzie należy umieścić i nacisnąć. Zadania obejmowały między innymi taniec na oświetlonym parkiecie w rytmach porywającej muzyki disco (aż sam chciałem wskoczyć na stół i zacząć wywijać tyłkiem). Gracz musiał powtórzyć sekwencję kroków zaprezentowaną wcześniej przez dwa inne lego ludziki. Każdy kolejny etap obejmował poprzedni i w ogólnym rozrachunku zrobiło się ciekawe widowisko. Innym razem przeprowadzałem spadający okrągły klocek przez labirynt, którym należało obracać, aby odbudować uszkodzoną wajchę do przełącznika otwierającego wejście do windy. Tutaj warto wspomnieć o jeszcze jednym pomyśle twórców. Podniosłem wielki płaski klocek, którym zakryłem dziurę w ziemi. Następnie chwyciłem za wielką wajchę (nad tym klockiem, inaczej nie miałbym do niej dostępu) i wydobyłem potężną armatę. Po tym wszystkim, Jack podszedł na jej tyły, a kamera przeskoczyła do widoku pierwszoosobowego. Sam musiałem trafiać w dwa cele, dzięki czemu otwierałem przejście. Prawda, że świetne? A zdziwilibyście się, jak bardzo wciągające!

Jak to w każdej grze z serii LEGO bywa, nie mogło zabraknąć także smaczków dodających całości kolejnych pokładów humoru. Gdy chciałem zaatakować jednego ze swoich pobratymców, wyciągał on szablę i bronił się przed moimi uderzeniami. Często też miałem dostęp do kilku postaci jednocześnie, otwierając koliste menu, z którego mogłem wybrać dowolnego bohatera.

Nie obyło się bez błędów, które oczywiście musiały mnie dopaść. Znalazłem ukryte dwie wielkie maski piratów. Jedną z nich Jack nałożył na głowę zamiast kapelusza, po czym biegał jak oszalały. Było to niezwykle komiczne, lecz niestety maska okazała się za duża (była prawie tak wielka, jak sam ludzik) i tym samym bohater utknął w windzie. Za żadne skarby nie chciał stamtąd wyleźć i z pomocą musiał przyjść programista, który wczytał grę sprzed kilku chwil. Naturalnie, dalej możemy przeskakiwać pomiędzy postaciami, a do wyboru jest rozgrywka wieloosobowa. Znajdziemy tu wszystkie charakterystyczne dla serii elementy. Kamera ustawiała się idealnie do wydarzeń, muzyka została dopasowana do sytuacji, a przy scenkach przerywnikowych wykorzystano nawet oficjalny motyw dźwiękowy "Piratów z Karaibów". Sekwencje filmowe wykonano w tym samym stylu, co w innych grach LEGO. Ludziki są nieme, a emocje wyrażają za pomocą wszelakich min, ruchów i gestów. Sprawdzona formuła, która w dalszym ciągu zdaje egzamin i potrafi rozbawić, tym bardziej, że ludzki często pakują się w niezłe tarapaty. Grafika jest ładna, wystarczająco dobra, by czasem nawet móc zachwycić się konkretnym widokiem. Dobrano odpowiednio wysokiej jakości tekstury i zadbano o szczegóły. Testowałem grę na konsoli PlayStation 3 i na całe szczęście – nic nie zwalniało i brakowało paskudnych ząbków na krawędziach. Programiści, uczcie się od TT pisać gry na sprzęt Sony, bo mam dosyć skopanych konwersji! Premiera już 12 maja. Czekam z niecierpliwością!


Ostatnia z prezentacji dotyczyła najnowszej odsłony "Red Faction" o podtytule Armageddon. Po bardzo udanej Guerrilla oczekiwałem kopiącego zadek zniszczalnego środowiska z dobrą grafiką i ciekawą rozgrywką. Czyli w praktyce – cały produkt miał po prostu sprostać wymaganiom, jakie narzucili gracze i dziennikarze z całego świata. Na prezentacji nie wolno było nie tylko robić zdjęć, ale także buszować po menu, czy odpalać innego poziomu, niż ten narzucony przez organizatorów. Niedoczekanie. Po przejściu levela kazali mi opuścić salę, albo zaczynać od początku. Była to jedyna produkcja, którą zaprezentowano na X360, ale najwyraźniej twórcy zdają sobie sprawę, że pad od tej konsoli nadaje się do FPSów o wiele lepiej od DualShocka.

Zaprezentowany poziom rozgrywał się w gigantycznej jaskini (cała gra z sandboksa przechodzi do perypetii jaskiniowca) pełnej różnego rodzaju potworów i starych, zardzewiałych metalowych schodów i elementów takich jak słupy, balkony i nieużywane szafki. Wszystko to wymieszano z nowoczesnymi holograficznymi komputerami, które oferowały możliwość zmiany uzbrojenia, poznania kolejnych wytycznych misji, a także odsłuchania nagrań żołnierzy, którzy trafili tu wcześniej. Ucieszyłem się na widok małej ilości amunicji dostępnej w plecaku. Rozrzucono ją po różnych zakątkach lokacji i tym samym musiałem kombinować i oszczędne używać dostępnych broni. A tych do wyboru jest sporo. Od granatnika strzelającego granatami plazmowymi, przez zwykłego shotguna, karabiny maszynowe, na bazooce i dwóch plazmowych spluwach kończąc. Mamy w czym przebierać, a jeszcze lepsze, że możemy dowolnie dobrać uzbrojenie. Jakby tego było mało, zawsze jest opcja strzelenia potwora z kolby, czy nawet pięści, albo zasadzenia kopniaka. Bohater dobiera ciosy w zależności od oponenta. Niestety, albo stety, kto jak woli, dowiedziałem się później, że grałem bohaterem mającym za sobą dużą część całej gry i na początku nie mamy co myśleć o takim arsenale.

Jak jednak wygląda główne danie Red Faction, czyli możliwość destrukcji otoczenia? Tu muszę przyznać - obłędnie. Każdy element podlega rozweselającej japsko rozwałce. Mamy nawet wymuszone przez wytyczne misji rozwalanie ścian i odnajdywanie przejść za wielką betonową ścianą, czy murem, albo czymś jeszcze innym. Największy szok przeżyłem jednak, gdy znalazłem jedno z takich miejsc, na w pół zniszczone. Dziura była wystarczająco duża, by przez nią przeskoczyć, ale pomieszałem przyciski i wcześniej nacisnąłem lewy dolny spust (zamiast prawego – ot, dziwna sprawa). Broń wystrzeliła niebieską flegmą, a całość została... zabudowana! Musiałem wyjąć bazookę i wysadzić ścianę, żeby przejść dalej. Rewelacja! Co więcej, twórcy przygotowali wiele takich momentów, gdzie musimy odbudować dany kawałek mostu, czy schodów, by móc kontynuować przygodę. Odbudowie ulega każdy element, bez względu na to, kiedy został uszkodzony. Strzelając w puste miejsce na podłodze, może się okazać, że niegdyś stał tutaj wielki słup i ten radośnie zagrodzi nam przejście. Fajnie jest, gdy mamy go czym rozwalić, ale to przestaje być śmieszne, gdy okaże się, że nie mamy...


Jedno z zadań polegało na wskoczeniu do wielkiego mechanicznego robota. Tym samym otrzymałem nieograniczony dostęp do rakiet i karabinu maszynowego – raj na ziemi. Maszyna miała także możliwość taranowania barkiem wszystkiego, co napotkała na swej drodze. Dopiero w tym momencie gra pokazała prawdziwe pazurki. Wszędzie momentalnie zrobiło się pełno gruzu w wyniku niezliczonej liczby eksplozji. Za to jak świetnie wyglądających eksplozji! Potwory efektownie zalewały gorącą juchą całe otoczenie, a te większe twardo broniły się przed nabojami. Są też skubańce skoczne, spadające z góry i wdrapujące się na ściany jaskini. Na domiar złego potrafią strzelać u uprzykrzają życie tak bardzo, że czasem chce się rzucić padem. Całość obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. Od razu też powiem, że na poczciwym X360 nie było żadnych spadków animacji, a grafika niekiedy mogła skopać tyłek. Szkoda, że takich momentów jest jak na lekarstwo. Solidnie, ładnie, widowiskowo, ale absolutnie nie możemy mówić o żadnej rewelacji. Dobrze chociaż, że wrzucono wygładzanie krawędzi. Dźwięk pozytywnie wybija się przed szereg zasługując na najwyższe noty. Słyszymy, jak cegły i kamienie walą o metalową posadzkę, jak stalowe schody brzdękają, jak potwory krzyczą i skomlą oraz jak rakiety świstają obok uszu. Miód na moją małżowinę, czekam z niecierpliwością.

Najciekawszy punkt konferencji przewidziano po południu. Prezentację drugiego Wiedźmina zapowiedziano na godzinę 14:00, lecz w wyniku drobnego opóźnienia całość rozpoczęła się nieco później. W Polsce najwyraźniej niczego nie można zacząć punktualnie. Specjalnie na tą okazję przybyło bardzo wielu dziennikarzy, oraz działaczy firmy Optimus S.A. Byli też goście, którzy brali udział w konkursach organizowanych przez CD Projekt dających zwycięzcom możliwość wejścia na konferencję. Przygotowano dużą aulę, na której postawiono scenę i podłączono wysokiej jakości kolumny dźwiękowe z projektorem. Zajęto niemal wszystkie miejsca, a przebieg wydarzenia transmitowała telewizja internetowa. Spotkanie oglądało, według oficjalnych informacji, ponad 40 tysięcy osób (a później podliczono ich blisko 50 tysięcy). To robi wrażenie, ale z drugiej strony – można było oczekiwać takiego zainteresowania drugą częścią Wiedźmina. Na scenę wyszły trzy osoby, zajmujące się poszczególnymi punktami konferencji. Był dobrze wszystkim znany Tomasz Gop, producent "Wiedźmina 2", oraz Michał Gębicki, dyrektor zarządzający CD Projekt i Joachim Ładanaj, dyrektor ds. sprzedaży. Wszyscy zabrali głos, a materiał podzielono na trzy części, z czego najciekawsza była oczywiście prezentacja samej gry. Niestety musiałem czekać na niego dobre dwadzieścia minut.


Tomasz Gop rozpoczął od krótkiego materiału video zawierającego niektóre sceny z "Wiedźmina 2", okraszonego świetnym rockowym brzmieniem. Utwór nazywa się "Biały Wilk" i będzie wykorzystywany przy promocji gry. Poinformowano, że CD Projekt RED jest developerem PCtowym i na tym zna się najlepiej. Sprytnie wymigali się tym samym od wzmianki odnośnie edycji konsolowej, ale jest jedno ale. Nikt nie powiedział, że takiej nie będzie. Nie padły słowa w stylu – wersja konsolowa nas nie interesuje, więc miłośnicy padów mogą żyć nadzieją, choć wiadomo, czyją jest matką. Po chwili na ekranie wyświetlono wymagania sprzętowe. Minimalne nie są wysokie. By zagrać w produkcję polskiej firmy, potrzebujemy przynajmniej dwu-rdzeniowy procesor, kartę graficzną na poziomie GeForce 8800 oraz 1 GB Ramu. Autorski silnik graficzny – "Red Engine" ma jednak specjalną cechę. Potrafi się skalować! Dopasowuje wydajność i jakość gry do posiadanej maszyny. Tym samym dostosuje automatycznie liczbę detali i poszczególne efekty. Tomek wyjaśnił, że kupując np. wydajniejszy procesor z czterema, czy nawet sześcioma rdzeniami zyskamy zauważalnie lepszą oprawę, ale płynność rozgrywki pozostanie jednakowa. Zapewniano, że "Wiedźmin 2" wykorzystuje wszystkie nowinki technologiczne, jakie oferują najnowsze komputery i tym samym bez problemu zrobi doskonały użytek z procesora ośmiordzeniowego. Ponieważ miałem przyjemność pograć, wiem, że te zapewnienia nie są rzucane na wiatr i naprawdę warto pomyśleć nad zakupem lepszego sprzętu dla drugiego Wiedźmina. To zdecydowanie jeden z najlepszych RPG w całej historii gatunku. Następnie poruszono kwestię instalacji gry i zabezpieczeń przez nią wykorzystywanych. W pudełku znajdziemy dwie płyty DVD z samym Wiedźminem. Przy instalacji wymagane będzie wklepanie klucza seryjnego obsługiwane przez system SecuROM. Ten wymusza też pobranie z Internetu około 50 mb danych. To dodatkowe zabezpieczenie antypirackie – by zainstalować grę, musimy mieć połączenie z siecią, ale na szczęście nie będzie potrzebne przy odpalaniu Wieśka. Tym samym CD Projekt RED zabezpieczył się przed ewentualnym wyciekiem ich największego projektu. Serwery aktywacyjne zostaną odpalone 16 maja, a posiadacze edycji kolekcjonerskiej zagrają 24 godziny wcześniej od reszty świata. Co ważne – grę można instalować dowolną liczbę razy i uruchomić aż na pięciu komputerach jednocześnie. Nie ma więc tutaj żadnych absurdów. Może jedynie taki, że stracą na sprzedaży, bo jeden dobry kumpel pożyczy gierkę pięciu znajomym i każdy będzie mieć fun. Twórcy przygotowali też dodatkowe korzyści wynikające z rejestracji (jest to opcjonalne – przygotowane w trzech prostych krokach). Zyskamy tym samym możliwość wyszukiwania automatycznie wszelkich aktualizacji tj. łatek, patchy czy też darmowych dodatków, udostępnianych na oficjalnych serwerach CD Projektu.

Gracze otrzymają też opcję importu stanu gry z "Wiedźmina 1" do "Wiedźmina 2". Oczywiście nie jest to wymagane i nie trzeba takiego "sejwa" posiadać, ale dzięki niemu zyskamy kilka ułatwień. Między innymi pojawią się nowe opcje dialogowe, gdzie Geralt będzie pamiętać to, co robił w pierwszej odsłonie gry. Postać zyska większą liczbę ciosów i talentów, których nie będziemy musieli wykupywać w późniejszych etapach rozgrywki. Tytuł zostanie wydany na całym świecie o takiej samej zawartości i jakości. Nie będzie nigdzie ocenzurowany. Zaprezentowano plakietkę organizacji ESRB (zajmującej się klasyfikacją gier pod kątem wiekowym). "Wiedźmin 2" otrzymał wszystkie możliwe podpisy, takie jak narkotyki, sekwencje erotyczne, brutalność czy przekleństwa, tym samym potwierdzając słowa twórców głoszące, że to tytuł przeznaczony dla ludzi dorosłych. Bardzo dobrze – Sapkowski w swojej twórczości też nie ograniczał się do łagodnego słownictwa. Po tej informacji wreszcie nadszedł najciekawszy punkt całej konferencji.

"Wiedźmina 2" zaprezentowano w pełnej polskiej wersji językowej, a skupiono się przede wszystkim na walce w trudnym, górzystym terenie. Widać, jak ciężką sztuką jest wykorzystanie wszystkich możliwości Wiedźmińskiego ekwipunku. Odpowiedni dobór mikstur i taktyki nagradza nam jednak z nawiązką cały wcześniejszy trud, bowiem aplikuje m.in. regenerację zdrowia, dzięki czemu, gdy potwór nas drapnie, czerwony pasek z punktami hp po chwili wzrośnie. Nieocenioną pomocą są uniki i bloki, a także pułapki. Jedna z osób z zespołu CD Projekt RED wykorzystała je, by zabezpieczyć przełęcz za plecami Geralta, który w tym czasie toczył boje z całą chmarą utopców. Jeden z nich chciał się wykazać inteligencją i zajść bohatera od tyłu. Pierdoła wpadła w paraliżującą pułapkę, dzięki czemu Wiedźmin miał więcej czasu na pozbycie się ścierwa, które przez cały czas siekał. Twórcy przygotowali też mocniejsze odmiany stworów, jak choćby komicznie nazwany "Pożeracz Zwłok". Znacznie silniejszy i wytrzymalszy – coś jak Pudzianowski w świecie bagiennych, zgniłych flaków. Wymaga oczywiście innego podejścia i taktyki, bo jak już uderzy, to bardzo boleśnie.


Oprócz tego zademonstrowano jeden z wielu dodatków do srebrnego miecza. Zyskał on możliwość zamrażania krwiożerczych bestii. Wystarczyło wtedy jedno uderzenie, by taki stwór rozleciał się na dziesiątki kawałeczków. Naturalnie ograniczono szansę aktywacji, która wynosi zaledwie kilka procent. Zaprezentowano także cały system talentów w postaci drzewek rozwoju postaci – magiczne, alchemiczne i mistrza miecza. W ostatnim z nich jest opcja wykupienia atrybutu o nazwie "Riposta" dzięki któremu walka może nabrać bardziej zręcznościowego charakteru. Gracz musi w odpowiednim momencie kliknąć, by Geralt zadał znacznie potężniejszy cios. To, jak mocny on będzie zależy od wielu czynników, jak choćby obrona przeciwnika i jego zwinność. Później widzieliśmy krótką wstawkę filmową, gdzie dialogi wydawały się być ucięte i wrzucone na odczepnego. Główny bohater w dalszym ciągu mówi głosem Jacka Rozenka, lecz przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie innej osoby na tym miejscu. Cała polonizacja w ogólnym rozrachunku wypada solidnie i można bez żadnych oporów grać w rodzimym języku. Choć oczywiście spotkałem malkontentów, którym już coś nie przypasiło. No trudno – tacy zawsze się znajdą.

Po prezentacji Wiedźmina przyszedł czas na informacje dotyczące spraw marketingowych. Na scenę wszedł Michał Gębicki i przedstawił szereg działań podjętych przy okazji promocji najnowszych przygód Geralta. Już teraz wiemy, że będzie to największa w historii polskiej branży akcja reklamowa, obejmująca wszystkie dostępne media z pulą odbiorców sięgającą 9 milionów polaków. Wartość całego przedsięwzięcia sięga sześciu milionów złotych, co jest również rekordową kwotą, kiedykolwiek wydaną na reklamę gry w naszym kraju. Największym celem CD Projektu jest uzyskanie sprzedaży na poziomie 210 tysięcy egzemplarzy. Dla porównania, pierwsza część serii (tak, już serii) zyskała dziesięć tysięcy nabywców więcej, zatem z logicznego punktu widzenia – osiągnąć taki wynik będzie dosyć łatwo. Już teraz rozeszło się 8,5 tysiąca sztuk edycji kolekcjonerskiej. Najbogatszej kiedykolwiek wydanej polskiej edycji gry, a kto wie, czy nawet nie ogólnie, na świecie. Zaangażowano między innymi media z zakresu spółki Agora, takie jak Gazeta Wyborcza, gdzie wykorzystano 13 pełnych stron reklamowych, z czego 9 przypada na ostatnią okładkę, tą największą, na której zamieszczona zostanie najbardziej spektakularna reklama polskiej produkcji. W dniu premiery – 17 maja, we wspomnianej gazecie znajdzie się także 4-stronnicowy dodatek w całości poświęcony drugiemu Wiedźminowi. Co więcej, na okładce Gazety Wyborczej pojawi się naklejka, która zaoferuje przyszłym nabywcom dodatkowe upominki przy zakupie w dniu premiery. Tego samego dnia na promocję gry poświęcona zostanie też cała okładka codziennej gazety Metro. Jest to pierwsza taka akcja w historii naszej branży. Nie zapomniano o portalu internetowym Gazety Wyborczej mającym blisko 2 miliony użytkowników gdzie 17 maja, jak to ujął Michał Gębicki – cytuję: "Wiedźmin ich napadnie, zaskoczy, wyjdzie z każdego możliwego rogu i nie da im szans". Przeznaczono również fundusze na promocję gry w Warszawskim metrze. W każdym wagoniku składów kolejowych i na każdej stacji Geralt będzie zerkać z ukosa na potencjalnych klientów.


Oprócz tego, zapowiedziano 1500 spotów wyświetlanych na największych kanałach telewizyjnych w Polsce, takich jak TVN, TVN24, MTV czy VIVA. Wiadomo, że pojawią się w najlepszych pasmach antenowych, czyli w godzinach 7-10 i 18-23, gdzie widzów jest zdecydowanie najwięcej. Spoty są 15 i 8 sekundowe, z czego ten krótszy będzie pojawiać się przed największymi programami rozrywkowymi, między innymi przed X-Factor. Nie można pominąć również reklam w Internecie, które znajdą się na największych portalach growych. Oprócz tego, wykupiono także możliwość prezentacji Wiedźmina na YouTube. Dzięki temu, przed każdym wyświetlanym filmikiem, który ma bardzo wysoką oglądalność, pojawiać się będzie 30-40 sekundowa reklama najnowszych przygód Geralta i już teraz wiemy, że takich spotów zostanie wyświetlonych bardzo wiele. Nie zapomniano o reklamach w polskich pismach branżowych, gdzie wykupiono aż 4 strony, następujące po sobie, przedstawiające jedną konkretną reklamę ze świetnymi obrazkami i mnóstwem informacji. Oprócz tego, co ciekawe, Triss znajdzie się na okładce majowego... Playboya! Okraszono to salwą braw. Tym samym nie zabraknie pikantnych zdjęć, co kusi mnie niesamowicie i chyba kupię ten numer, jak tylko wyjdzie. Ostatnia istotna informacja to pełne wsparcie technologiczne firmy LG, z którą podjęto współpracę.

Trzecia część prezentacji dotyczyła obecności Wiedźmina na półkach sklepowych. Joachim Ładanaj wyjaśnił szczegółowo, w jaki sposób centra handlowe i pozostałe firmy komputerowe przygotują się na nadejście Geralta z Rivii. Przygotowano wiele różnego rodzaju standów, informujących o dacie premiery, w tym stojaków mieszczących kilkaset pudełek gry. Największe wrażenie zrobiła jednak ogromna "Brama Wiedźmińska". Niestety przygotowano jej zaledwie 80 sztuk, więc znajdzie się w największych punktach najpopularniejszych sieci handlowych. Oprócz tego będą także rozkładane standy o szerokości blisko dwóch metrów, kilka tysięcy plakatów porozmieszczanych w różnych miejscach, oraz tysiąc naklejek podłogowych. Tak, jakby nie wystarczyło, że napada ze ścian, to jeszcze od spodu musi atakować... W ogólnym rozrachunku, całość robi piorunujące wrażenie, bo tak ogromnego przedsięwzięcia w naszym kraju jeszcze nigdy nie było. To wszystko z pewnością przyniesie efekty. Niestety wiele osób może zacząć rzygać facjatą Białego Wilka i mam nadzieję, że cała ta kampania nie wyjdzie CD Projektowi bokiem.


Po prezentacji udostępniono pomieszczenie z przygotowanymi dwudziestoma stoiskami, gdzie można było usiąść i przez 45 minut pograć w drugą odsłonę Wiedźmina. Jakiż głupi byłem, że wybrałem poziom trudności – trudny i porwałem się na głęboką wodę, wybierając najtrudniejszy moment całego początkowego prologu. Walka jest ciężka, emocjonująca i znacznie bardziej rozbudowana względem poprzedniej odsłony. Musimy (autentycznie musimy) używać znaków, mikstur, bloków i uników, bo inaczej długo nie pożyjemy. To nie jest już radosne klikanie w momencie podświetlenia kursora. Przeciwnicy zachodzą nas ze wszystkich stron, atakują w tym samym momencie i potrafią zaskoczyć świetnym sparowaniem ciosu. Moim zmaganiom przyglądał się pracownik zespołu CD Projekt RED, który w końcu zdecydował się doradzić, jak mam grać i poszło o wiele łatwiej, ale szczerze... NIE stosować podejścia - jestem stary wyjadacz/koks/Pudzian, biorę wysoki poziom trudności, bo można się na tym łatwo przejechać. Przy wyjściu wręczano upominek, a cała konferencja pod względem ogromu i zagospodarowania, oraz od strony przygotowawczej była z pewnością jedną z najlepszych w całej historii branży growej w naszym pięknym kraju.

Autor: Maciomaniak

PS. Zapraszamy do dyskusji na temat konferencji oraz Wiedźmina na naszym forum o grach!

1 komentarz: