PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: PUBLICYSTYKA: Czy fabuła w grach FPP ma znaczenie?

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

środa, 23 lutego 2011

PUBLICYSTYKA: Czy fabuła w grach FPP ma znaczenie?

Nowy Killzone trafia dziś na półki sklepowe (mały tips - w sklepie "nie dla idiotów" wyczaiłem tego szpila za 189 PLN, choć może gdzieś opychają taniej) i choć ciężko mówić o skandalu, to jedno nie ulega wątpliwości - gra zbiera w niektórych periodykach i na niektórych portalach oceny cokolwiek dyskusyjne, zaś redaktorzy skarżą się szczególnie na poziom fabuły, który jest jakoby miałki. Czy faktycznie taki jest? Tego dowiecie się z recenzji, która na dniach, ale nie trzeba być też specjalnym geniuszem, by dojść do cokolwiek oczywistej konstatacji, że fabuła i owszem, ma znaczenie, ale tylko w wybranych tytułach, czy wręcz... gatunkach.


No bo powiedzmy sobie szczerze - czy Halo, Killzone, Crysis, Gears of War, bądź ostatnio Bulletstorm, to jakieś głębokie epopeje? Czy historia każdej z postaci obchodzi nas bardziej, niż walająca się nam pod nogami opróżniona flaszka po wódce? Czy interesuje nas, czy Rico jest impotentem, bądź czy Master Chief ma małego? Czy wywoła u nas jakąś większą reakcję niż ziewnięcie informacja, że Marcus nie uprał w Vizirze swoich ufajdanych gaci? Owszem, mocno to spłycam, ale przecież wszystkie te gry fabularnie są takie same i na jedno kopyto. ISA vs. Helghaści, Spartanie vs. Covenanci, Seranie (ludzie) vs. Szarańcza, Domestos vs. zarazki, dupa Jadzi vs. kto Ci wsadzi, itd. - zawsze są ci dobrzy przeciwko tym złym. Trochę jak w życiu - "Prawdziwi Polacy" vs. "Rosjanie, zabójcy Lecha", fani Legii vs. fani Polonii (i vice versa, bo zależy po której kto stronie barykady stoi), można tak wymieniać i wymieniać. Polotu tutaj nie ma, bo i po co? Strzelanka, to strzelanka - chodzi w niej wyłącznie o dobrą zabawę, szybkie wciskanie spustu, pakowanie ton ołowiu w korpusy przeciwników, dobijanie złamasów sprzedając im strzała z kolby prosto w szczenę, widowiskową i masakrującą nasze gały eksterminację, wycieranie kropel krwi, bądź zielonych mazów z naszej twarzy po tym, gdy rozerwiemy naszych oponentów na strzępy rzucając im granat odłamkowy prosto pod krzywe nogi!

W takich grach, jak te wyżej wymienione, tło fabularne nie ma więc większego znaczenia. A co w takim razie ma? Cóż, w zasadzie tylko i wyłącznie widowiskowość. To, jak pracuje celownik, czy fajnie się kosi przeciwników, czy grafa kopie dupę, czy nasze oczy są bombardowane zajebistymi efektami graficznymi, czy akcja jest wartka, czy gdy odstawiamy pada, to ocieka on potem i krwią od rozdartych bąbli i odcisków na paluchach, no i rzecz jasna design - świat musi nas oczarować, a nasz heros musi być prawdziwym sukinsynem, który nie wygląda jak homo-niewiadomo, albo inny Jacyków, tylko jak efekt łóżkowych ekscesów Roba i Pudziana, zakładając, że jeden z nich byłby kobietą (a może któryś jest?). Z kolei przeciwnicy, zwani również mięsem armatnim, muszą po prostu nas wkurzać i wzbudzać nieodpartą agresję, prymitywną i prehistoryczną żądzę krwi i zabijania! Czy wiedza o tym, że Marcus Fenix opuścił swój posterunek, żeby ratować ojca, w jakikolwiek sposób zwiększa naszą frajdę z faszerowania Szarańczy tonami pocisków? Nie, przeciwnie, nasz bohater stał się w ten sposób bardziej ludzki, jakby został odarty ze swojej boskości, zrzucony z piedestału wspaniałości, jak jakiś śmieć!


Skoro więc fabuła w strzelankach pełni drugorzędną rolę, to czemu to psioczenie na Killzone 3, gdzie mamy całkowitą powtórkę z rozrywki i historię, która u swoich podstaw przypomina stare i jare Space Invaders (my kontra obcy i źli)? Cóż, tak naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o twist, czyli element zaskoczenia. Niektórzy osiągnęli w tym perfekcję. W Modern Warfare ginął żołdak, w którego się wcielaliśmy (sorry za spoiler), w sequelu ginie ich już trzech, bo w końcu trzeba było poprzednią część jakoś przebić. Wprawdzie, gdy mojego drugiego maderfakera oblewali benzyną, ja już ziewałem, ale co kto lubi - jakiś twist to pewnie był, nie ukrywam, podobnie jak desant Rosjan na USA w Modern Warfare 2. Owszem, zastanawiałem się wtedy, co za idiota w ogóle wpadł na taki pomysł, wszak te dzieła rosyjskiej myśli techniczno-militarnej by się w połowie drogi rozpadły i zostały zwinięte przez polskich zbieraczy złomu, ale jak widać fabularny polot jest w cenie, o czym najlepiej świadczy fakt, że giera ta rozeszła się w imponującym nakładzie egzemplarzy. Element zaskoczenia jest więc na wagę złota i przekłada się wprost proporcjonalnie na zapotrzebowanie na sejfy, w których producenci mogą trzymać wyrwane ze skarbonek graczy zielone.

Czego by jednak nie pisać, to w pełni rozumiem to i popieram, choć czasem wolę płytką prostotę. Killzone 2 był ponoć miałki fabularnie, ale jakoś w odbiorze tej gry mi to specjalnie nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Powiem więcej - produkcja holenderskich Goryli jest moim ulubionym FPS-em w historii, bez kitu! A to dlatego, że nie silono się na jakieś cuda na kiju, to bardzo prosta gra, w której jesteśmy zwykłym szeregowcem, żołnierzem, wykonującym swoje rozkazy. Nie czujemy się jak Rambo, nie jesteśmy na polu bitwy sami, nie mamy super-mocy, z ust nie pachnie nam lawendą, a swoim pierdnięciem nie zmiatamy z powierzchni ziemi całego miasta. I nie wiemy też wszystkiego, elementów zaskoczenia też wiele nie było, nikomu nie wyrósł kaktus na dupie, ani żaden z naszych kompanów nie okazał się być kibelszczotką w ciele człowieka, która chciała przejąć władzę we wszechświecie. Na prawdziwej wojnie szeregowcy też nie wiedzieli zbyt wiele. Ot, weźmy II Wojnę - Niemcy to źli, trzeba do nich strzelać. I tyle. Po co wiedzieć więcej? Im mniej żołnierz uświadomiony, tym lepiej. I właśnie ta fabularna szorstkość i "płytkość" przypadła mi do gustu w uniwersum Killzone'a. Nie robiono nic na siłę, cała gra była na swój sposób brudna, nieokrzesana, jak taki nieoszlifowany diament, który może właśnie dzięki temu świecił mocniej pośród morza błyskotek. Oczywiście moje odczucia w tej kwestii w przypadku "trójki", to na razie ściśle strzeżona tajemnica.


Żeby jednak nie było, nie twierdzę, że fabuła jest czymś złym, że wielowarstwowość scenariusza powinna być piętnowana. Wszak niektórzy cenią sobie wielogodzinne filmiki z Metal Gear Solid 5, przeżywają, gdy na twarzy Solid Snake'a pojawia się grymas odczuwanego przez niego zatwardzenia... Można i tak. Dla mnie to jendak przerost formy nad treścią i choć rozbudowaną fabułę potrafię docenić, ba pożądam jej, to ma to miejsce głównie w przypadku gier RPG, gdzie taki rodzimy Wiedźmin, czy inny Fallout potrafił mną pozamiatać. To trochę jak w przypadku kina. Gdy oglądam film akcji i nagle mam wysilać swoje zwoje mózgowe próbując ocenić, dlaczego jakiś wiejski głupek w leonkach naraża swoje życie dla jakiegoś chwasta (co ma niby być głębokim metaforycznym symbolem jego marnej egzystencji), to myślę sobie, że chyba kogoś tutaj pogięło i Big Maca próbuje przerobić na steka. Tak samo jak oglądam jakąś wybitnie głupią komedię - nie chcę w połowie paczki chipsów i sącząc trzeciego browara dowiedzieć się, że główny bohater jest chory na białaczkę i zaraz kopnie w kalendarz. Gdy zatem gram w erpega, albo jakąś przygodówkę typu Heavy Rain, to faktycznie, fabuła musi grać pierwsze skrzypce. Ale w strzelance? Wystarczy mi zgrabne tło, jakaś w miarę wiarygodna hisotryjka i dawać mi gnata, bo ja chcę tu sobie postrzelać i rozerwać się, nie przegrzewając sobie przy tym mózgownicy - od myślenia są zadania matematyczne i fizyka kwantowa, ale nie FPS! Co za tym idzie biadolenie na płytką fabułę w tego typu produkcjach jest dla mnie nieco na siłę i czasem naprawdę wolę coś prostego i niewyszukanego, niż patenty w stylu desantu wojsk rosyjskich na stolicę największego militarnego mocarstwa światowego. Bo granica między dobrą historią, a śmiesznością i żałością jest cienka i nie warto jej przekraczać.

Autor: Ural

3 komentarze:

  1. Czego brakuje Ci na portalach o grach?

    A może co doceniam?? Interakcje redaktorów z czytelnikami(forum i reakcje na wypowiedzi np. do takich artykułów).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowe podejście;)!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu z sensem,a nie wieczne płacze jaki to K3 płytki i tylko grafa ratuje tą gre,co nie znaczy że $ony nie mogłoby wydać wiecej kasy na reżysera z górnej półki,w końcu uniwersum maja genialne.

    OdpowiedzUsuń