Po Indianie Jones, po Harrym Potterze, po Batmanie i po Luke’u Skywalkerze przyszła pora na wcielenie się w Jacka Sparrowa. Bardzo cieszy pozyskanie przez Traveller’s Tales tego IP, gdyż jest to seria bardzo ciekawych, rozrywkowych i zabawnych filmów, które jak ulał nadają się do przeniesienia w świat klacków LEGO. W grze zaimplementowano cztery części filmu, w tym "On Stranger Tides", który to premierę w polskich kinach będzie miał dopiero za parę dni. Developer nie bawił się w zaimpementowywanie nowych rozwiązań – otrzymujemy dobrze znaną i lubianą formułę, która świetnie się sprawdzała w poprzednich grach – i nie inaczej jest tym razem. Z jednej strony otrzymujemy gameplay, który znamy, lubimy i daje dużo radochy, z drugiej zaś wszystko to już widzieliśmy. Dobrze to czy źle?
Dobrze. W myśl zasady – po co naprawiać coś co działa jak należy? Ale od początku.
O ile LEGO Star Wars nie wszystkich przekonało do siebie, tak Piraci i natura tego filmu idealnie wpasowywują się w stylistykę LEGO – brutalność jest umowna, a niektóre zawiłe wątki zostały wyeliminowane bądź zostały ukazane w postaci przypominającej uliczny teatrzyk lalek - łatwiej ogarnąć o co w ogóle w tych piratach chodzi zwłaszcza, że wątków w filmie było sporo. Animowane wstawki ponadto ukazują sceny, których nie mieliśmy okazji zobaczyć w filmach rozwiązując zagwozdki fanów Piratów z Karaibów – np. dlaczego po cofnięciu klątwy nieśmiertelności z pierwszej części Jack (małpa, nie Sparrow!) pozostała nieumarła?
Na czym polega moja fascynacja serią LEGO możecie przeczytać tutaj – nie chcę się dublować. Wzorem poprzednich gier nie uświadczymy tu dialogów, a jedynie jęki czy chrząkania bohaterów (słynne piracki „Arrrr” zostało w grze odmienione przez wszystkie formy, czasy i języki świata – dość powiedzieć, że Barbosa nie używa innych określeń:) oraz przeuroczą pantomimę będącą odzwierciedleniem sytuacji ukazanych w filmach, które to polecam obejrzeć jeszcze raz gdyż scenki w grze mogą zupełnie nie mieć dla was sensu – potrzebny jest punkt odniesienia.
Gameplayowo pozostało bez zmian. Cztery filmy zostały podzielone na chaptery w pełni zbudowane z klocków LEGO. Plansze przechodzimy korzystając ze specjalnych zdolności dostępnych postaci. Jack korzysta z kompasu w celu odnalezienia ukrytych rzeczy, Will Turner rzuca siekierą, kobietki (wzorem LEGO Indiana Jones) potrafią skakać wyżej niż przedstawiciele płci przeciwnej, armatami bądź strzelbami niszczymy błyszczące obiekty (karzeł – wzorem filmu – po każdym strzale jest odrzucany na znaczną odległość) itd. Po drodze rozwiązujemy zagadki (momentami bardziej skomplikowane niż w poprzednich grach, ale też czasami bardzo irracjonalne), walczymy z przeciwnikami i pokonujemy sekcje platformowe. Jest to dokładnie to, co widzieliśmy w poprzednich grach z tej serii – łącznie z tonami rzeczy do znajdowania, odblokowywania i zdobywania. Łącznie z ogromną liczbą postaci jakimi można grać i opcją free play dającą prawdziwe pole do popisu. Z nowości pojawia się tu nowy motyw zmian postaci. Oczywiście, możemy w dalszym ciągu zmieniać postać tak jak zawsze, lecz teraz po przytrzymaniu klawisza dostaniemy opcję wyboru postaci jaką chcemy grać. Także w hubie nie musimy biegać do specjalnego miejsca odpowiedzialnego za zmianę ludzika (vide np. LEGO Star Wars) – możemy to wykonać w dowolnym momencie.
Czyli generalnie jest wypas – tak jak zawsze. Są jednak elementy, które powoli zaczynają drażnić i aż się prosi o jakąś restrukturyzację serii.
Po pierwsze – pomimo tego, iż gra posiada genialną opcję co-op to nie uświadczymy tutaj opcji grania w trybie dla dwóch graczy przez internet. Developer tłumaczy się tym, że nie chce, żeby młodsi gracze mieli kontakt z jakimiś zwyrolami podczas grania sieciowego. Wydaje się to sensowne, gdyż nieraz zachodzi potrzeba podpowiedzenia czegoś graczowi siedzącemu koło nas, czyli w wypadku gry online trzeba użyć headseta (co może narazić młodszych graczy m.in. na słuchanie wulgaryzmów), ale come on! Trzeba iść z duchem czasu! Co-op bez online? WTF?!
Po drugie – czasami z racji czy to ułożenia kamery, czy to po prostu ‘widzimisię’ gry ciężko jest zapanować nad długościa skoku naszej postaci. Ten element należałoby poprawić, gdyż momentami frustruje – szczególnie gdy stoimy na ruchomych elementach, z których nasz ludzik potrafi spaść sam, albo zepchnie nas kompan sterowany przez konsolę. AI nigdy nie było mocną stroną LEGO, ale jest to gra stricte, rzekłbym, co-opowa, także przymykam na to oko.
Grafika prezentuje się okazalej nawet niż w niedawno wydanych Clone Warsach. Woda wygląda jak... woda – ocean z wszelkimi refleksami prezentuje się wyśmienicie. Większe przestrzenie są bardziej urozmaicone, a stopień odbicia promieni słonecznych zależy od barwy plastiku (!). Animacja również rozkłada na łopatki – dość powiedzieć, że Jack Sparrow (KAPITAN Jack Sparrow!) rusza się jak paralityk na amfie – czyli dokładnie tak, jak Depp w filmie. Animacja ludzików jest pierwszorzędna, są nawet animacje śmierci (oczywiście umownej – ludziki rozpadają się na części) – można np. stracić głowę (!). Z klimatem jest dokładnie taka sama sytuacja jak w Star Warsach – od pierwszego odpalenia wiesz, że znajdujesz się w świecie wykreowanym przez Disneya – z nietuzinkowymi postaciami, niesztampowymi sytuacjami, a już na pewno z oryginalną historią. Od początku przygrywa główny motyw muzyczny z Piratów i już wiadomo o co kaman.
LEGO Piraci z Karaibów jest grą przeznaczoną dla miłośników któregokolwiek z tych dwóch uniwersów. Z Piratami zaliczymy wszystkie cztery filmy przeżywając z nimi najciekawsze momenty w ich historii. Przejście gry i szukanie znajdziek spokojnie zajmie nam dziesiątki godzin, a całości wszystkiego dopełni jak zwykle oryginalna ścieżka dźwiękowa znana z filmów – Hans Zimmer w najwyższej formie. Pomimo paru rzeczy, które już powoli zalatują archaizmami jest to gra godna polecenia. Gry z serii LEGO są dla mnie synonimem słowa gra. Nie ma hype’u i nie ma nierealnych obietnic. Gra po prostu się ukazuje i jest świetna. Rozrywka w czystej postaci - lekka i przyjemna, pozbawiona brutalności – dlatego szczególnie polecam ją młodszym graczom chociaż i stare wygi znajdą tu sporo zabawy. Traveler’s Tales robi swoje mając w dupie konwenanse i chwała im za to. Teraz tylko niech popracują trochę nad świeżymi rozwiązaniami i niech zapowiedzą w końcu jedno z moich growych marzeń – LEGO Lord of the Rings!
Na początku byłem nastawiony dość pesymistycznie i bez kitu chciałem wystawić ocenę 3, ale prawda jest taka, że gra ta jest tak przekomiczna, że automatycznie wrzuca rogala na twarz- a nie należę do ludzi, którzy ryją w niebogłosy podczas żenujących scen podczas tandetnych komedii. Obiecywałem sobie, że nie zostawię na tej grze suchej nitki, jeżeli Traveler’s Tales nie wprowadzi nowych rozwiązań do rozgrywki. Jednak magia tej serii zawładnęła mną do końca – tego się nie da nie lubić. Growe przygody Sparrowa i ferajny podobają mi się bardziej aniżeli filmy. Jestem pod wrażeniem tego, jak klocki LEGO potrafią przekazywać emocje i rozrywkę tak samo jak aktorzy na dużym ekranie. Brawo.
P.S. Na rynek polski gra została zlokalizowana i to z tego powodu zapewne nastąpił poślizg w jej wydaniu. Spolszczono menu, nazwy itp. (oczywiście brak dialogów:)), ale już creditsy pozostały bez zmian, tj. w angielskiej wersji. Hmm...
Autor: JaMaJ
A gdzie "infantylność" w minusach?;)
OdpowiedzUsuńzapomniałem;)
OdpowiedzUsuń