PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: RECENZJA: inFamous 2

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

czwartek, 23 czerwca 2011

RECENZJA: inFamous 2

Nigdy nie byłem specjalnym fanem gier bazujących na komiksach, czy super-bohaterach, co wcale nie znaczy, że komiksów nie lubię, albo że mam coś do super-bohaterów. Wszak sam takowym w swoim prowokacyjnym alter-ego jestem (hyhy, niezły dowcipas, c'nie?). Ba, jeśli chodzi o postaci rodem z "obrazkowych opowiastek", mam w sobie coś z maniaka, bo kiedyś uwielbiałem wszystko, co było związane z Batmanem. Pierwszą filmową część przygód człowieka-nietoperza spod dłuta Tima Burtona widziałem chyba z 30, czy 40 razy i wcale tutaj nie żartuję, znam ten film na pamięć. Niemniej gry w takich klimatach jakoś rzadko mi pasiły, a powód był w zasadzie banalny - zwykle były to po prostu popeliny, które omijać się powinno szerokim łukiem. Ba, pewnie się wielu tutaj narażę, ale nawet Batman: Arkham Asylum mną nie pozamiatał, bo może i grafa była bardzo klimatyczna, może i dialogi trzymały poziom, może i design był faktycznie pomysłowy, ale cóż z tego, skoro cała rozgrywka sprowadzała się do stosowania kilku patentów w kółko Macieju, do przysłowiowego wyrzygania. W dodatku nie przypominam sobie, by Batman w komiksach, bądź filmach ciągle śmigał szybami wentylacyjnymi.


Na tym tle pierwszy Infamous mnie zachwycił. W sumie sam do końca nie wiem czemu, ale może perfekcyjne oddanie komiksowej stylistyki (świetne animowane wstawki), może sama postać, która na swój sposób była wiarygodna i niewyeksploatowana (wszak wymyślona na potrzeby gry, tak samo jak przydzielone jej moce), może fakt, że mogliśmy sami zdecydować jakim będziemy bohaterem, pozytywnym - i wszyscy będą klękać do miecza na nasz widok, czy też może przeciwnie, prawdziwym moher-fuckerem, który będzie siał zamęt i zniszczenie eksterminując wszystkich i niszcząc wszystko na swej drodze, włącznie ze wspomnianymi beretami?



Wiecie, jakby na to nie spojrzeć, to chyba też po trosze ekipa Sucker Punch mi zaimponowała, bo udało im się dokonać czegoś, co w dzisiejszych czasach jest nie byle czym - wprowadzili z sukcesem zupełnie nowy brand na rynek. I choć pierwszy Infamous grą idealną z pewnością nie był, to dawno nie miałem tyle radochy, którą bym czerpał wiadrami, ba, beczkowozami z jakiegoś sandboxa! Co za tym idzie kontynuacji przygód Cole MacGrath'a, niepozornego dostawcy pizzy... wróć, kuriera, który wskutek wybuchu wywołanego otwarciem pewnej tajemniczej przesyłki przemienia się w osobę o nadprzyrodzonych zdolnościach, wyczekiwałem z wywieszonym ozorem.


I to by było na tyle jeśli chodzi o recenzję Infamous 2 - dzięki, że dotrwaliście do końca! A teraz opowiem Wam o cerowaniu skarpet. Przede wszystkim potrzebujecie dobrej i mocnej nici, która pasuje kolorystycznie do dziury na pięcie. No dobra... nie będę Was oszukiwał, gram na czas. Chodzi o to, że nie chcę krytykować czegoś, co lubię, a drugi Infamous na pewno nie jest grą na 9/10 i dziwi mnie, że masa serwisów (vide IGN) pojechała z takimi notami. Nie znaczy to też, że gra jest słaba, nic z tych rzeczy, jest naprawdę dobra, ale jednak jedynka znacznie bardziej mi przypasiła i na dobrą sprawę ciężko powiedzieć czemu. Może chodzi po prostu o to, że w sequelu autorzy za bardzo nie zaskakują nas niczym nowym? O to też, ale jak to zwykle bywa sprawa jest nieco bardziej złożona, więc zaraz do tego dojdziemy.


Zacznijmy jednak od fabuły. Cole MacGrath, łysy eunuch i zarazem bezpłciowy oblatywacz, ucieka z Empire City (w którym toczyła się akcja poprzedniej części) do New Marais (czyli miasta wzorowanego na Nowym Orleanie). Ok, może nie łysy, tylko krótko ostrzyżony i może nie eunuch. Ale faktem jest, że Cole nie jest jakąś specjalnie ciekawą postacią. I tak całe szczęście, że autorzy posłuchali fanów i zrezygnowali z jeszcze bardziej beznadziejnego wyglądu naszego bohatera, ale i tak mamy tutaj do czynienia z niezbyt pociągającym (z punktu widzenia "growego") osobnikiem, który po prostu jest nijaki, bez wyrazu i bez jakichkolwiek cech charakterystycznych. Ja rozumiem, że zamysłem autorów było zrobienie postaci na modłę "Kowalskiego", ale ja nie chcę grać Kowalskim. Jeśli wiecie co mam na myśli. Mógł być Kowalskim na początku, ale gdy już posiadł nieziemskie... a może i ziemskie, wszak to elektryczność, moce, mógłby się był przeistoczyć (Ha! Kto powiedział, że czas zaprzeszły odszedł w zapomnienie? Główka pracuje!) w postać cokolwiek ciekawszą, np. w poczwarka, wielką mrówę, czy inną zygotę. Ewentualnie mogli dać mu chociaż irokeza, by wyglądał jak PunkGamerowiec, ale nic z tego. Wygląda jak ci.. apa.

Ale dobra, miało być o fabule. Cole ucieka więc do New Marais by uniknąć konfrontacji z Bestią, z którą zresztą i tak w ramach wprowadzenia się trochę pogrzmoci przed daniem dyla. Przyznam, że szacunek przed Bestią oraz strach przed jej wielkością i niespożytą siłą mnie nie dziwią, bo znam te reakcje. Bestia, to nie tylko wytwór wyobraźni chłopaków z Sucker Punch, ale także przezwisko, które nadane zostało przez płeć piękną mojej maczudze (wcale nie zmyślam, miałem z tego bekę przez pół gry). I tak Bestia wyrusza przez Stany Zjednoczone do New Marais by dorwać Cole'a - przy okazji niszcząc wszystko na swej drodze. Żadna przeszkoda, nawet ta naturalna, nie jest w stanie się jej przeciwstawić, co najwyżej tryska krew, a Bestia kroczy dalej. Zanim jednak wyobrazicie sobie wielkiego fallusa przemierzającego Wielki Kanion, to doprecyzuję - w grze mamy do czynienia z łysym, prężącym się na wszelkie możliwe strony czerwonym, bezwłosym i mięsistym olbrzymem, czyli niczym, co przypominałoby organ będący męskim przyrodzeniem...

Ponieważ nie wszyscy grali w pierwszą odsłonę, choć zaraz, znów źle... ponieważ dzięki hakerom WSZYSCY grali w pierwszą odsłonę (bo dostali ją za darmo w ramach akcji Sony pt. "Chałupy Welcome To"), to pominę jakąś bardziej szczegółową retrospekcję i przejdę do papu i tego, jak te nasze elektryczne moce działają.



Cole jest jednym z tych facetów, którzy za młodu niczego się nie nauczyli. Już nawet bajtel wie, że paluchów do dwóch dziurek gniazdka elektrycznego się nie wpycha (co wcale nie znaczy, że wkładanie paluchów do dwóch dziurek jest zawsze złe - ta zasada dotyczy tylko gniazdek). Poprzez interferowanie z urządzeniami elektrycznymi Cole jest w stanie pozyskać z nich energię. Tę z kolei może wykorzystać do swoich super-mocy, takich jak miotanie piorunami, elektrycznymi granatami, unoszenie się w powietrzu, itd., ale oczywiście energia się wyczerpuje, stąd anegdotka o wtykaniu paluchów tam, gdzie nie trzeba - Cole musi bowiem od czasu do czasu się naładować. Poprzez wciśnięcie lewego analoga na mini-mapce pojawiają się wszelkie urządzenia elektryczne. Wystarczy być w pobliżu takowego (np. latarni, czy nawet samochodu), wcisnąć lewego triggera i już spijamy megawaty, niczym pijawka. Oczywiście więcej mocy przysporzy nam jakiś generator, czy słup wysokiego napięcia, niż akumulator ze zdezolowanego wozu. Ale i tu otwiera się szersze pole do popisu. Jak już wspomniałem możemy wybrać ścieżkę dobra i niczym ojciec Tadeusz leczyć świat swą anielską aparycją, albo możemy być panem życia i śmierci osiągając swoje cele po trupach niewinnych istot (w sensie dosłownym). Jeśli zdecydujemy się na tą drugą ścieżkę kariery, to energię elektryczną możemy pozyskiwać także... z ludzi (co oczywiście kończy się ich natychmiastowym zgonem). W praktyce wygląda to jednak tak, że z grubsza możemy z nich spijać energię bez większych konsekwencji (bo i tak czynimy tyle dobra, że sobie nie zaszkodzimy).

Rzecz jasna gra nie polega na tym, że siedzimy sobie na pufie w New Marais i cerujemy wspomniane wcześniej skarpety czekając, aż zjawi się w mieście Bestia. Przeciwnie - musimy się do tej konfrontacji przygotować w sposób jak najbardziej logiczny i wskazany, tj. poprzez zwiększenie naszej mocy, by mieć w ogóle jakieś szanse, na wyjście z tej próby sił zwycięsko. Ale potrzeba zyskania nowych mocy i powera ginie w zalewie całej masy zróżnicowanych misji, które nas zaabsorbują na długie godziny. Ba, sama fabuła, choć kręci się wokół Bestii, to jednak orbituje także, a może przede wszystkim wokół "wydarzeń lokalnych", które nękają miasto. Przede wszystkim nęka je niejaki Bertrand, który również miał okazję znaleźć się w epicentrum podobnego wybuchu, co Cole, a co za tym idzie zyskał w ten sposób pewne moce. Piszę "pewne", bo gra początkowo nie zdradza, z jakimi mocami mamy tutaj do czynienia, a nie chcę spoilerować. Niemniej Bertrand tworzy sobie swoją własną armię popaprańców, aka dziwolągów, z którymi przyjdzie nam rzecz jasna walczyć. Do tego na ulicach grasuje także milicja i... policja (o ile ją uwolnimy) - ta pierwsza jest be, ta druga jest cacy, tak więc w tym przypadku również będziemy mogli opowiedzieć się po jednej ze stron, w zależności od tego, czy chcemy rozwijać postać godną Bono - wspaniałego piosenkarza będącego pół-bogiem i leczącego Afrykańczyków chorych na trąd dotykiem, czy też może wolimy stać na straży chaosu pozostawiając za sobą pożogę.


Jakby tego było mało, to w grze pojawią się jeszcze trzy cokolwiek istotne postacie. Zeke, to gruby hamburger o aparycji pierdzącego Elvisa, który jest naszym ziomalem i którego znamy z pierwszej części. Kuo, to agentka organizacji NSA, znająca niejakiego Dr Wolfe'a, człeka, który stoi za stworzeniem sfery promieni, dzięki której nasza postać zdobyła super-moce. No i jest Nix, nieźle pociorane i szalone babsko, z którym noc w łóżku skończyłaby się zapewne drugą Hiroszimą. W uproszczeniu misje związane z Zeke są neutralne (nie wpływają na nasz wizerunek same z siebie), te z Kuo robią z nas równiachę, a te z Nix pracują na nasz negatywny, zły wizerunek.

Żeby jednak nie było nudno, to na tym nie koniec. Wybuch rozsiał w mieście setki energetycznych odłamków. Zbierając je (zwykle są wbite w ściany budynków) zwiększamy pasek energii, jaką możemy pozyskać z otoczenia. Do tego są też większe kawałki, jakieś tam rdzenie, których kolekcjonowanie owocuje otrzymaniem nowych zdolności. Zebranie ich wszystkich pozwoli nam na przygotowanie się do konfrontacji z Bestią, przy czym te odłamki (czy co to tam za ścierwo jest) pozyskujemy już podczas misji.

Jak sami widzicie zakręcone to wszystko jak ruski termos i powiem szczerze, że przez pierwszych kilka godzin ciężko mi było się w tym wszystkim odnaleźć. Sama fabuła, no cóż, Paulo Coelho to nie jest - i całe szczęście, bo musiałbym sobie podciąć żyły, albo założyć na dupę sztruksy. Nie znaczy to jednak, że jest dobrze. Nie powiem, że historia jest bezdennie głupia, ale... specjalnie absorbująca i pociągająca też nie jest, choć czy to takie ważne? Chyba nie. Gorzej, że drętwe i nieco dziecinne dialogi psują trochę klimat, ale i do tego można się od biedy przyzwyczaić.


Zanim przejdziemy do misji wróćmy na chwilę jeszcze do mocy naszej postaci, w końcu to od nich zależy nasz sukces. I tak prócz miotania wiązkami energii w różnej postaci (choć możemy też samochodami, lub innymi przedmiotami), mamy także do dyspozycji swoisty trójząb, który sprezentował nam Zeke - dzięki niemu możemy prowadzić całkiem efektowną walkę wręcz, a wciskając po napełnieniu specjalnego paska trójkąt, sprzedamy przeciwnikowi soczystego energetycznego finishera - fajne! Do tego dochodzą też zagrywki specjalne, które możemy aktywować tylko po zebraniu specjalnej kuli mocy, jak zwał, tak zwał. Wtedy wystarczy na krzyżaku klepnąć strzałkę w dół, by przed nami pojawił się las sopli zabijających oponentów na miejscu, bądź np. mega-zajebiste i super-widowiskowe tornado. Jakby tego było mało, to moce możemy potęgować poprzez współpracę z naszymi dupciami. Mocą Nix jest ogień, więc przy jej pomocy możemy spalać przeciwników, bronią Kuo jest z kolei lód, co za tym idzie łącząc z nią swoje siły będziemy mogli złamasów zamrażać. Ogólnie arsenał jest naprawdę spory, więc fajnie, że twórcy pomyśleli o jakimś patencie, by mocami i umiejętnościami zarządzać, a to zrobimy wciskając lewy kierunek na krzyżaku.

Co do misji, no cóż, są na pewno zróżnicowane i chwała im za to, ale nie mogę powiedzieć, by wszystkie były porywające. Czasem będzie to śledzenie jakiegoś potwora, bądź jakiejś osoby (a śledzić nie zawsze łatwo, bo często musimy wtedy śmigać po kablach i dachach, co nie zawsze jest takie proste), innym razem uruchamianie transformatorów z prądem, jeszcze innym rozwalenie jakiegoś konwoju, bądź uwolnienie kogoś. Ogólnie misje fabularne są całkiem ok i potrafią wciągnąć, ale jeśli chodzi o misje poboczne (których jest bodaj 60), to już kompletna loteria. Niektóre są fajne, a inne zakończą się zdemolowaniem pokoju, bluzganiem na twórców gry i rzucaniem padem we współdomowników. Nie byłoby tragedii, gdyby nie fakt, że kończenie misji pobocznych odblokowuje nam możliwość nabywania nowych mocy... Tak czy siak do tego wszystkiego dochodzą jeszcze misje "internetowe", czyli stworzone przez społeczność graczy i samych twórców, w grze znajduje się bowiem całkiem sensowny edytor, który pozwala na opracowywanie własnych misji i wpuszczanie ich w obieg. Niemniej jak dla mnie akurat te zadania zbyt porywające nie były, co nie znaczy, że nie bywały pomysłowe - co np. powiecie na walkę z wielką kulą dyskotekową?



Oprócz całej masy misji mamy też popierdółki, typu ratowanie domniemanych odmieńców z rąk policji, rozbrajanie bomb, dewastowanie facjat ulicznym grajkom, czy mimom, rozwalanie posterunków milicji, łapanie gołębi pocztowych (posiadają wiadomości głosowe, które możemy odsłuchać) i tym podobne duperele. Naprawdę, choć miasto jest spore, to nie można się raczej nudzić i na każdym kroku znajdziemy masę rzeczy, które odciągać nas będą od wątku głównego.

Od JaMaJa:

Nie mam pojęcia w jakim świetle grę przedstawił Wam Ural. Czy w hurra-optymistycznym – wszakże gra jest dobra, czy może przypatrywał się jej przez sito bezwzględnej krytyki – jak to on ma czasami w zwyczaju. Ja mam problem z inFamous 2, ale zacznijmy, jak to się przyjęło, od początku.

inFamous 2 jest obciążone (czy raczej poświęcone) syndromem sequela idealnego. Jest lepiej, ładniej, dłużej, ciekawiej, mniej monotonnie i przede wszystkim, lakonicznie mówiąc, fajniej. Od czasu do czasu powalczymy z jakimiś większymi badass’ami, co jest miłą odskocznią od ciągłego walenia piorunami (oraz pochodnymi) w zwykłych leszczy. Grafika urywa dupę, a do tego gra szczyci się technicznymi fajerwerkami – animacja nie chrupie nawet na ułamek sekundy, a trzeba powiedzieć, że zadyma miejscami jest konkretna, wręcz trzeba czasami trochę odczekać na opadnięcie kurzu co by zorientować się w sytuacji. Panowie z Naughty Dog obiecali pomóc w developingu panom z Sucker Punch i widać, że słowa dotrzymali. Animacje są najwyższych lotów no i generalnie rzecz ujmując gra jest idealnie zoptymalizowana – wzorem Uncharted. Nic się nie tnie, nic się nie zacina, miasto widać po horyzont. Jest także dużo więcej pierdół do zbierania, więcej misji pobocznych (a i wypada dodać, że ciekawszych) i fabuła również wypada przystępniej niż w pierwowzorze (szału jednak brak), chociaż fanom poważnych tematów nie przypadnie do gustu – jest nader komiksowo.

Gra mi się podoba, świetnie się grało. Wróżę jednak tej grze szybki koniec – wątpię, żeby przy okazji wymieniania exclusive’ów na PS3 w przyszłym roku ktoś raczył wspomnieć o inFamous 2. Odejdzie nielicho w zapomnienie. Dlaczego? Ano dlatego, że gra pomimo ogromu jakim na początku nas poraża ma tak naprawdę niewiele do zaoferowania. Gameplay’owo gra opiera się na bieganiu po dachach, ciskaniu piorunami w nieszczęśników. Jest fajnie, ale dajcie spokój, ile można? Oczywiście misje są urozmaicone – czy to trzeba kogoś eskortować w dane miejsce, ładować akumulatory czy odbić jakiś teren z rąk wroga, ale generalnie rzecz ujmując większość zadań opiera się na dojściu z punktu A do punktu B eliminując po drodze nieprzyjaciół.

Nie zrozumcie mnie źle, gra jest dobra. Patent z karmą jest elegancki, niektóre nasze moce powalają siłą i wizualiami, ale jednak brak mi w tej grze drugiego, głębszego dna. Tak jak nie za bardzo przepadam za filmowymi produkcjami z Hollywood tak samo w kwestiach przekazywanych emocji i doświadczeń przez nie niesionych inFamous 2 nie przypadł mi do gustu. Szpil ten kojarzy mi się z potencjalnie świetnym serialem, ale nastawionym tylko na jeden sezon celem zgarnięcia kasy i późniejszego pierdzenia w stołek. Skakanie po dachach, bycie superbohaterem (bądź superłotrem), potwory, sandbox – to wszystko jest bardzo fajne – jednak ja w grach szukam jeszcze tego "czegoś" :)) Jeżeli pragniecie niczym nieskrępowanej wyżynki to walcie śmiało – zabawa murowana. Jeżeli jednak cenicie w grach złożoność nie tylko w kwestiach czysto gameplay’owych no to może was czekać lekkie rozczarowanie. Ja na przykład po paru godzinach grania i wyłączeniu konsoli zapomniałem "o co kaman" i po co w ogóle trafiłem do New Marais...

Ocena: 3/5


I wszystko by było gites, lans, najs i bounce (że tak zmodyfikuję tępy słowotok Baltony, tfu, Pewexu), gdyby nie same miasto, które może i fajnie wygląda, ale jest gorsze od Empire City. Tam bardzo fajnie ślizgało się po torach, kablach, śmigało po dachach. Tutaj wprawdzie wszystko to mamy, ale jakieś takie udziwnione. No, może nie ma kolejki powietrznej, ale tę zastępują kable. Tak czy siak to całe śmiganie nad ulicami miasta jest mocno utrudnione przez jego design i nie sprawiało mi tyle radochy, co w pierwowzorze. Do tego wkurzają też inne rzeczy, chociażby checkpointy i momenty, w których gra się zapisuje. Przykładowo gdy próbujemy odblokować zalaną część miasta, to musimy uruchomić kilka oddalonych od siebie transformatorów. Pomimo tego, że grę zapisałem ręcznie w trakcie misji, to i tak po uruchomieniu konsoli musiałem zaczynać od nowa, a misja ta trwa spokojnie z pół godzinki. Zresztą i sterowanie pozostawia czasem sporo do życzenia. Początkowo ciężko się przyzwyczaić do ciągłego biegu Cole'a, ale to akurat można przeboleć, bo w sumie wychodzi potem na plus. Ale gdy nasza postać ma czasem problemy z chwytaniem niektórych gzymsów, krawędzi, czy rur, przez co ginie, bo np. wpadnie do wody, to bluzgi latają gęsto. Na szczęście zdarza się to bardzo rzadko.


Podobać się za to musi SI przeciwników, które jest naprawdę niezgorsze. Widać, że starają się oni główkować, przewidywać nasze poczynania, chować się, unikać porażenia ich dupsk prądem - to cieszy. Fajnie też, że jest to towarzystwo cokolwiek zróżnicowane, bo rodzajów oponentów jest sporo - mamy ludzi, milicję, mutantów (w kilku odmianach), różnego rodzaju potwory (niektóre naprawdę imponujące), do tego każdy przeciwnik wymaga od nas innego podejścia i odmiennej taktyki.


Cieszyć musi także oprawa, która jest niezła, żeby nie napisać wręcz bardzo dobra. Sony nas do tego przyzwyczaiło, tj. do tego, że ich gry trzymają pod tym względem poziom i Infamous 2 nie jest tutaj wyjątkiem. Jest na czym zawiesić oko i skok w stosunku do pierwowzoru jest cokolwiek spory. Także udźwiękowienie jest należyte i pochwalić trzeba polonizację, która nie dość, że jest pełna, to w dodatku dobra. Szkoda, że treść samych dialogów czasem woła o pomstę do nieba, no ale... nie można mieć wszystkiego.


Ogólnie więc Infamous 2 jest bardzo fajnym szpilem, którego chyba największym atutem jest to, że wciąga. Może nie tak bardzo jak pierwsza część, która faktycznie mnie zachwyciła (przy dwójce już tego odczucia nie miałem, ale może dlatego, że po prostu nam zaserwowano mniej więcej to samo, tyle że w lepszym wydaniu), ale i tak potrafi trzymać nas za pysk przy konsoli przez parędziesiąt godzin. Żeby zaliczyć tę gierę na 100%, trzeba by chyba spędzić z nią tyle czasu, co z jakimś Falloutem, bez kitu! Biorąc pod uwagę ilość samych misji (fabularnych i dodatkowych) mówimy o masie grania, a przecież dochodzi cała masa duperelkowatych zadań, zbieractwa, niezliczona ilość misji stworzonych przez społeczność... można szarpać i szarpać. Nie jest to gra idealna, ma swoje minusy, potrafi momentami mocno wkurzyć, ale jest bez wątpienia godna polecenia i jeśli lubicie komiksy, super-moce, fajną ścieżkę rozwoju postaci i widowiskowe akcje, to Infamous 2 jest tytułem właśnie dla Was. Mnie w sumie zabrakło tylko jednej rzeczy - trybu 3D, który tutaj prezentowałby się wręcz masakrycznie. Niemniej to wciąż ciekawostka, której brak nie może wpływać na ocenę, zatem ode mnie solidna trója, która (wbrew pozorom) jest oceną wysoką (1 - gra do dupy, 2 - taka sobie, 3 - dobry szpil, 4 - must have w swojej kategorii, 5 - absolutny must have). Ale o oceniaczce jeszcze będzie bardziej szczegółowo.

Standardowo zapraszam do dyskusji na temat gry na nasze forum o grach!

Autor: Ural

PODSUMOWANIE


Grafika:
Sony, jak to Sony - gdy grę wydaje ich wewnętrzne studio, to oprawa jest na najwyższym poziomie. Infamous 2 nie jest wyjątkiem - nie jest to kolejne Uncharted, ale i tak produkcja prezentuje się bardzo dobrze!

Dźwięk:
Nie można się zbytnio do niczego przyczepić, nic nie wkurza, nawet polonizację zrobiono należycie i nawijające w naszym rodzimym języku postacie nie rażą (co najwyżej swoją głupotą).

Fun:
Im głębiej w las, tym lepiej. Na początku gra przytłacza masą możliwości, ale im bardziej ją poznajemy i im więcej mamy mocy, tym fajniej się szarpie i tym więcej można wyciągnąć z tego radochy. Jest klawo!

24 komentarze:

  1. A L.A. Noire to też wmkółko rozwiązywanie spraw w tym samym schemacie. Gran Turismo to juz wogóle - nie dość, że rozrgywka w kółko - wyścig, kupujemy auto, wyśgig... to jeszcze niektóre trasy są w kółko! Strach! Więc chyba z Batmanem nie ma tak źle? Swoją drogą - dziwna oceniaczka. Zwłaszcza, że ostatnio 3/5 przez Maciomaniaka w Shifcie to było "ujdzie". Chociaż to dziwnie samo przez się wygląda - tyle dobrego opisane w grze a tu ocena...?
    P.S. Ludziom, którzy szukają "czegoś" polecam film "The Thing" - bo jak sam tytuł mówi tam jest coś!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo Shift powinien być oceniony na 2/5

    OdpowiedzUsuń
  3. zdaje mi sie ze Woyna w swoje gramatyce z doby nowopolskiej powiedział, że czas zaprzeszły wyszedł z użytku:P

    Marks

    OdpowiedzUsuń
  4. Marks - masz rację, zdaje Ci się;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wojciecham: Co do oceniaczki - ta gra jako pierwsza jest oceniona wg nowej gradacji, w której dobra gra dostaje 3, gra wyróżniająca się 4, mega-zajebista 5, gra słaba 2, a gówno 1. Czemu? Bo sprowadzałoby się to do tego, że 90% gier dostawałoby 4/5. Choć oczywiście dyskusja co do ocen jak najbardziej otwarta do startu serwisu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To taka oceniaczka na miarę karmy z Infamous, albo gra jest słaba, albo dobra;) Gry, które ujdą nie ma? Czy od razu zaliczamy do słabych? Bo po co grać w gry, które ujdą, jak można masterować zarąbiste szpile? (ja wychodzę z takiego założenia;) ). Chociaż co do tego, że sporo gier mialoby 4/5 to racja. Może rozszerzyć skalę co 6?:P Ale wtedy za bardzo by się to z budą kojarzyło więc też źle. W skali 1-5 którą podałeś, dla niektórych gier według mnie nie ma miejsca, chyba, że dalej upodabniamy się do Infamous - czyli będzie dobrze, nawet jak padnie kilka ofiar;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to widzę tak - 3, to dobry szpil, w który warto zagrać i który można śmiało kupić, 4, to szpil który musisz mieć jeśli lubisz dane gry (np. FPSy), 5 - musisz mieć jeśli masz tę konsolę... a 2, to gra grywalna, tyle że poniżej średniej, ale od biedy można pograć. Za to 1 to ścierwo, które trzeba omijać z daleka ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. A gra średnia to jaka ocena? 2.5?

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mi się wydaje, że według waszej oceniaczki 3 to powinien być średniak, bo wypada po środku - to najprostsze rozumowanie, po co komplikować. 1- spierdolina, 2- spierdolina tylko dla fanow tematu, 3- średniak, 4- gra dobra, 5- gra bardo, bardzo dobra (idealnych nie ma). A że byłoby za dużo 4? Jak gra by na tyle zasługiwała to co poradzić. Inf 2 powinien spokojnie otrzymać 4/5.

    OdpowiedzUsuń
  10. A która gra to teraz zła gra? Wtedy by się to sprowadzało do tego, że same 4/5 by były, albo nawet 3-4/5. Zresztą na razie są numerki, ale może na serwisie będą po prostu hasła, typu "wypas", "takie se", itp., czyli nie oceny liczbowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bo to inny serwis o grach to ma być inne ocenianie;)
    Może wogóle zrezygnować z używanie pojęcia średniak w takiej skali? Może tak:
    5 - Hicior - nie pytaj się tylko idź nabij kabzę wydawcą (brać za pełną cenę)
    4 - Gites giera, dla fanów gatunku gratka, (fan - bierz za pełną cenę)
    3 - Gra godna uwagi, można pomyśleć o zakupie, (warto poczekać, aż stanieje trochę)
    2 - Można pograć, ale nie jest to zalecane - zwłaszcza, ze są inne lepsze gry w danym gatunku (łykaj tylko [tak tak zboczuchy] za niską cenę, lub pożycz od frajera który kupił za pełną)
    1 - Nie kupuj/nie graj. Lepiej już pooglądaj filmy przyrodnicze o kryptonimie xxx.
    W przeliczeniu na Psx Extreme byłoby tak:
    PG | PSX
    5 9-10
    4 8
    3 7
    2 6
    1 1-5
    Czyli po co rozważać nad badziewiami? Dla nich jedna ocena 1! (czytaj - jeden silnia).

    OdpowiedzUsuń
  12. @Wojciecham

    Gramatyka narodowa (Kopczynskiego , a nie Woyny jak pisałem) "niektorzy do trzech czasów dodają czwarty i nazywają go zaprzeszłym: ale prawdziwie nie masz tylko trzy czasy: przeszły, teraźniejszy i przyszły. Reszta są dodatki do języków obcych stosowane"

    Kryński: "W najnowszej polszczyźnie formy tego czasu spotykają się rzadko, widocznie wychodzi on z użcia i miejsce jego zajmuje zwykły czas przeszły"

    Z tym czasem to troche tak jak bym Cię chciał obrazić i nazwał bucem, zamisat po prostu cwaniakiem.

    Nie wiem po co wyskakujesz tutaj z PSX. Od kiedy to ich oceniaczka ma być wzorem?

    Marks

    OdpowiedzUsuń
  13. @Marks
    Co do Psx Extreme - to tylko pokazałem jakby to wyglądało na tle wszystkich co mają 10 stopniową skalę. Akurat tak dla przykładu napisałem psx. Może być też IGN, GameInformer czy coś tam. Chodziło o to, by skala była szeroka dla tytułów lepszych, a wąska dla gorszych. Po co tyle skali dla crapów? 1 - nie grywalne. Reszta można grać, tylko badaj jak Ci kasy starczy i ile masz czasu (i jaka jest twoja cierpliwość).

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem co brałeś ale następnym razem weź tylko połowę (przypuśćmy Alice Madness Returns dostaje 5 na 10 - czyli według Ciebie by wychodziło, że to gra powinna dostać 1 na 5 - czyli mam omijać z daleka ?).Ni chu chu. Twoja wersja oceniaczki jest z dupy wzięta. Taka moja opinia.

    P.S.Jeśli oceny mają być w miarę rzetelne to bez plusów i minusów oraz 6 stopniowej skali się nie obejdzie. Tylko ,że ta 6 ma być zarezerwowana dla gier wielkich i wybitnych a nie ,że wyjdzie zaraz GTA5 i ocena 6 - nie mam pojęcia jak taka zrąbana gra jak GTA4 mogła dostawać tak wysokie oceny. Ale to tylko moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  15. No dobra porównanie z 10-stopniową skalą nie trafne, trzeba się od niej odciąć. Alice by dostała 2/5 w takiej sytuacji. Zauważ, że oceny 1-5 to zwykle crapy i po prostu, nie ma senus rozróżniania - nie graj, jeszcze bardziej nie graj, najbardziej nie graj. Jak skale będziemy zwiększać to znowu będzie ile jest ważny plus ile minus i takie tam rzeczy, no i czemu jak skala od 1-6 to czemu nie wyżej? Dlatego byłbym za moją skalą (kilka postów wyżej), ale bez porównania ze 10-stopniową. Określała by tylko poziom grywalności-> 1- nie ma co grać; 5 - graj i nie dyskutuj. Ale wątek się zrobił z oceniaczki na PG;)

    P.S. Nie wiem o co poza tym się spierasz, Alice ma średnią 7/10, więc to by musiała dostac coś 2/5 lub nawet 3/5;) A co biorę to nie chcesz wiedzieć;P

    OdpowiedzUsuń
  16. Z grubsza się z Tobą Wojciecham zgadzam. Niemniej wychodzę z założenia, że nawet ta skala tradycyjna od 1-10 i tak jest przegięta, bo wszystko dostaje oceny z przedziału 7-9. I teraz pytanie - czy średniak, to słaba gra? No raczej nie, średnia. Czy dobra? Nie, średnia. a 7/10, to jest powyżej średniej. Wypaczono sposób, w jaki się patrzy na oceny. Gra średnia powinna dostawać oceny z przedziału 5-6/10. Warto jeszcze wziąć poprawkę na to, że 5/2=2.5, czyli 3/5 oznacza grę powyżej średniej, aka dobrą. inFamous 2, to dla mnie taki tytuł (w tradycyjnej skali) na 7+/8-, stąd nawet w Twojej skali niezbyt się łapie na coś wyższego, niż 3/5 ;). Do tego sprawa jest jeszcze otwarta, czy w ogóle będzie numeracja - może się skończy na 5-stopniowej skali, ale na zasadzie haseł (do dupy, takie se, dobra, wypas, zajebioza - czy coś w ten deseń ;)). Ogólnie oceny liczbowe doprowadzają do wielu nieporozumień ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Moja uwaga dotycząca Infamous miała na mysli to, że Shift miał 3/5 i był ujdzie, a Infamous 2 to samo, a jest spoks, ale to już wyjaśniłeś.
    Problem z ocenami liczbowymi jest taki, że patrzy się na gry w sposób matematyczny - jakby istniał jakiś wzór czy teoria dotycząca formułowania oceny końcowej. Dlatego może nie głupie, aby wogóle zrezygnować z jakiegoś skalowania liczbami. I może wprowadzić jakąś skale otwartą - jak sam wspomniałeś jakieś hasła, które by krótce opisywały poziom gry. Dobrze by było jakby nie kojarzyły by się z ocenami, czyli teksty dobre, bardzo dobre, średniak by odpadały jako werdykty końcowe. Można dawać ujdzie, daje rade... generalnie nie ograniczając się do kilku haseł lecz całej gamy. Można też wprowadzić bonus w postaci opisowej oceny - komu polecany dany tytuł, bo jak wiadomo dla jednych co jest gites, dla innych jest takie se.

    OdpowiedzUsuń
  18. propozycja by oceny zatapic jakims opisem hasłowym typu - to dobre, to cacy a to be - to nic innego jak zmiana znaku jednego na drugi. Czy sami w swojej oceniaczce juz tego nie macie? przeciez kazdej z liczb przypisaliscie krotki opis.

    dlatego jak mowie to zadna to zmiana. zabraknie wam haseł na rozroznienie pozycji, rozne osoby roznie rozumieja dane hasła (natomiast 8 to dla każdego 8) wiec zrobicie większy bigos niz jest.

    prawdziwa alternatywa byloba rezygnacja z ocen w ogole - wzorem recenzji np. książek. Problem jest taki, że automatycznie na tym stracicie bo utracicie mozliwosc porownania waszych "ocen" do ocen innych portali. dodatkowo taki system bedzie wymagal troche wysilku od czytajacego - stracicie debili patrzacych tylko na oceny, dla ktorych sa one jedynym wyznacznikiem wartosci gry - poltora strony rencezji znika bardzo czesto przed jedna wartoscia w tabelce.

    Marks

    OdpowiedzUsuń
  19. Punkgamer to nie strona dla debili;)
    Racja - sama zamiana ocen na hasła to nic innego jak przypisanie pewnym zmiennym wartości. Dlatego albo zostać przy tej skali co mniej więcej jest, albo rewolucja pełną gębą, czyli jak pisałem - ilość haseł otwarta, tyle że z opisem komu poleca się daną grę i za ile. Chyba, że jeszcze inne jakieś rewolucyjne rozwiązanie.
    Samym porównaniem do innych serwisów, chyba się ekipa PG nie przejmie - w końcu ma być inny serwis o grach;)

    OdpowiedzUsuń
  20. to, że Punkgamer nie jest strona dla debili nie oznacza, że nie korzystaja oni z serwisu. myślę, że Punkgamer ma prawdziwy lep na takie okazy w postaci humoru jaki prezentuje (nie mowie ze jest debilny, jest po prostu troche wulgarny - tez tego nie oceniami, czasami nie ma lepszego słowa jak to na k. Moj profesor od literatury antyku stwierdził kiedyś na ćwiczeniach, "że Iliada nie jest o gniewie Achillesa, on sie nie zdenerwował, on się wziął i wkurwił" a powiedział tak bardzo znany i ceniony na Śląsku Zbigniew Kadłubek)

    Masz trochę słuszności Wojciecham ale zauważ, że hasła to zmiana znaku na znak. Nic innego. Zamiast liczby będą hasła.

    Dopisek komu poleca się jakąś pozycję już pojawił się bodajże w recenzji jakiegos NFS - więc rewolucji nie będzie. Uważam, że takie rozróżnienie jest jak najbardziej na miejscu.

    Jeśli jest tak jak mówisz o tym, że PG się nie przejmuje i jest skłonne (Ural jesteście?:>) być prawdziwą alternatywą wtedy widzę jedną drogę - rezygnacja z oceny i wprowadzenie starych dobrych recenzji bez tabelek z numerkiem na końcu. Takie recenzje czyta się po kilka razy - oczywiście jeśli są rzetelnie napisane.

    Mnie się marzą jeszcze inne recenzje. Recenzje w 100% subiektywne od pierwszego do ostatniego znaku tekstu. Chuj mnie obchodzi to na co wszyscy zwrócą uwagę - dropy animacji, słabe tekstury, czas gry i inne duperele. Po co mam czytać to, co sam mogę sprawdzić i o czym piszą wszyscy "dziennikarze" (jak czyta się czasem te wypociny to człowiek dostaje czkawki) - oczywiscie bede musiał wydać kasę w ciemno, wiem o tym. Ale recenzja, ta klasyczna, dlatego kiedyś zdobyła taką popularność bo czytało się to kto pisał, jak pisał, no i co pisał oczywiście też. Darujcie sobie zwykłe recenzje wyjęte z poradnika domowego, brzmiące jak tylna etykieta jakiegoś dania na szybko.

    Marks!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie no, sorry, ale recenzja która nie ocenia oprawy to dla mnie nie recenzja. Ja np. zwracam uwagę na dropy animacji i miło by było jakby ktoś o tym wspomniał zanim ja się natnę. Słaby framerate dyskwalifikuje u mnie multiplayera (crisis 2, bioshock 2) więc chcę wiedzieć czy płacę za singiel z grywalnym czy niegrywalnym dla mnie multi. Dobra recenzja powinna uwzględniac wszystkie czynniki, bo ludzie są różni i na różne rzeczy zwracają uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  22. Miałem na myśli hasła bez jakiegokolwiek rograniczania - czyli co komu przyjdzie na myśl;) A samo co komu się poleca szersze byłoby duże szersze. Chociaż to nie zmienia faktu, że ludzie i tak w tym wszystkim zawsze doszukiwali by się cyferek, bo są z innych serwisów do nich przyzwyczajeni - i nawet jaky się walnęło charakterystykę grywalności, czy miejsce geometryczne nie zmieniło by to za wiele. Rezygnacja z jakiegokolwiek sposonu oceny może i jest rozwiązaniem. Lecz jeśli połączy się to ze 100% subiektywnością recenzji, to może być problem z określeniem jakości gry na bazie tejże recenzji. Może i będzie dobrze się czytać, ale nic z tego nie wyniknie co do samego produktu.
    Zawsze można uniknąć chaosu i pozostać przy wspomnianym standardzie od 1 do 5. W sumie ta skala przeze mnie podana nie różni się zbytnio od PG-owej (no może opisami co do przynależności;) ).

    OdpowiedzUsuń
  23. chodzi mi o marginalizacje tych rzeczy ktore wszedzie mozemy wyczytac.

    OdpowiedzUsuń
  24. Marks, przecież recenzje tu są zajebiście subiektywne i odstają formą od tych na innych portalach, więc o co chodzi?

    OdpowiedzUsuń